Z Brickiem na Chrobaczą
Sobota, 15 sierpnia 2009 | dodano:15.08.2009
- DST: 151.09km
- Teren: 4.00km
- Czas: 06:24
- VAVG 23.61km/h
- VMAX 53.52km/h
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Do Pszczyny jadę sam. Tam spotykam się z Brickstonem znanym mi z IRCa. Próbujemy wymienić jego pedały SPD na platformy (nie ma ze sobą butów SPD niestety) - nie udaje się, pedały się zapiekły. Nic to, Brick pojedzie na SPDach z nakładkami.
Jedziemy do Kęt, po drodze wypadek - ktoś sprytny na prostej drodze potrafił wypaść do rowu. Cóż, i tacy artyści się zdarzają. W Kętach postój na rynku na uzupełnienie płynów, niestety nie namierzamy czynnego sklepu. Dopiero trochę dalej jest - zakupy (picie, jedzenie itp.) i ruszamy do Porąbki. Tam następna przerwa - chciałem kupić loda, niestety akurat maszyna odmówiła posłuszeństwa.
Jedziemy więc na Chrobaczą - podjazd już raz robiłem, tym razem mam terenowe opony, dzięki którym całość pokonuję na rowerze, chociaż jestem zmęczony nieziemsko - tak jak ostatnio. Nie obywa się bez postojów - jeden z nich przy sklepie, gdzie kupuję Colę. Brick czasami podpycha - brakuje mu przełożeń, szczególnie najmniejszej zębatki z przodu.
Przerwa pod schroniskiem, idziemy pofocić widoki spod krzyża i zjazd na dół - najpierw wolny (nawierzchnia), potem szybszy - ja jak zwykle gotuję obręcz, a Brickstonowi wygina się tarcza od temperatury.
Szybki powrót do domu - postój chyba tylko w Kętach. Wypadek już uprzątnęli.
W Pszczynie postój pod sklepem - kupuję wodę, podjeżdżam jeszcze trochę z Michałem i do domu.
Coś mi się chyba zepsuło w rowerze - mniej-więcej od zjazdu zaczęło mi coś ostro pykać albo w suporcie, albo w pedałach. Jutro trzeba będzie obejrzeć. Prawdopodobnie będę lżejszy o 90 zł...
Jedziemy do Kęt, po drodze wypadek - ktoś sprytny na prostej drodze potrafił wypaść do rowu. Cóż, i tacy artyści się zdarzają. W Kętach postój na rynku na uzupełnienie płynów, niestety nie namierzamy czynnego sklepu. Dopiero trochę dalej jest - zakupy (picie, jedzenie itp.) i ruszamy do Porąbki. Tam następna przerwa - chciałem kupić loda, niestety akurat maszyna odmówiła posłuszeństwa.
Jedziemy więc na Chrobaczą - podjazd już raz robiłem, tym razem mam terenowe opony, dzięki którym całość pokonuję na rowerze, chociaż jestem zmęczony nieziemsko - tak jak ostatnio. Nie obywa się bez postojów - jeden z nich przy sklepie, gdzie kupuję Colę. Brick czasami podpycha - brakuje mu przełożeń, szczególnie najmniejszej zębatki z przodu.
Przerwa pod schroniskiem, idziemy pofocić widoki spod krzyża i zjazd na dół - najpierw wolny (nawierzchnia), potem szybszy - ja jak zwykle gotuję obręcz, a Brickstonowi wygina się tarcza od temperatury.
Szybki powrót do domu - postój chyba tylko w Kętach. Wypadek już uprzątnęli.
W Pszczynie postój pod sklepem - kupuję wodę, podjeżdżam jeszcze trochę z Michałem i do domu.
Coś mi się chyba zepsuło w rowerze - mniej-więcej od zjazdu zaczęło mi coś ostro pykać albo w suporcie, albo w pedałach. Jutro trzeba będzie obejrzeć. Prawdopodobnie będę lżejszy o 90 zł...