madman

 Info

baton rowerowy bikestats.pl

 Moje rowery

Giant 27958 km

 Znajomi

wszyscy znajomi(8)

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy madman.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2009

Dystans całkowity:1811.93 km (w terenie 43.00 km; 2.37%)
Czas w ruchu:89:07
Średnia prędkość:20.33 km/h
Maksymalna prędkość:67.91 km/h
Suma podjazdów:906 m
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:95.36 km i 4h 41m
Więcej statystyk

Hallstatt 5

Poniedziałek, 27 kwietnia 2009 | dodano:28.04.2009
  • DST: 130.90km
  • Czas: 07:02
  • VAVG 18.61km/h
  • VMAX 62.14km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Poniedziałek był dniem powrotu. Zmęczenie dawało niestety we znaki, do tego początek był niekończącym się podjazdem z Linz do Bad Leonfelden. Przed przejechaniem granicy jemy jeszcze jajecznicę z 10 jaj dla nabrania sił (niestety mało daje...) i jedziemy przez górki czeskie do Bohumina. Po drodze odwiedzamy miasto Rybnik - oczywiście bez zdjęć nie mogło się obyć :) Coraz częściej przystajemy, coraz więcej przerw, coraz niższa średnia.
W Budejovicach niemiła niespodzianka - dosłownie 500 metrów przed stacją benzynową pęka mi szprycha w tylnym kole. Cóż, dalej jadę z rozcentrowanym kółkiem (na szczęście da się), niestety moje próby naprawy nic nie dały - nie znam się na centrowaniu kół.
Kupujemy bilet i udajemy się z Krzysztofem napić czegoś zimnego - jak Budejovice to cóż innego pić jak Budweisera... Jemy do tego pizzę. Knajpa wydawała się droga, ale na szczęście pizza za 110 koron i piwo za 30 to nie majątek.
15:50, udajemy się na stację, już wkładamy rowery a pani konduktor zaczyna mieć opory i mówi "te kola tu nie pojadą"... Na szczęście po usłyszeniu że do Bohumina (ostatnia stacja) bez problemu ładujemy rowery i jedziemy. Terminowo o 23:37 jesteśmy w Bohuminie, tym razem tylko pociągiem - bez autobusu. W Bohuminie po krótkim postoju na przygotowanie rowerów jedziemy do domu bez większych przebojów. Około 1:40 żegnam się z Krzysztofem, a ok. 1:50 odwiedzam jeszcze Tesco. Krótko po 2 w nocy wchodzę do domu, piszę sprawozdanie i idę spać na 3 godziny.

Zdjęcia
Pokaż trasę GPS">Ślad GPS

Hallstatt 4

Niedziela, 26 kwietnia 2009 | dodano:28.04.2009
  • DST: 172.73km
  • Czas: 08:21
  • VAVG 20.69km/h
  • VMAX 60.37km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Niedziela - teoretycznie dzień odpoczynku, nie dla nas. Wstajemy trochę później niż w sobotę i udajemy się nad jezioro Gosau. Niestety pierwsze skrzyżowanie okazało się dla mnie pechowe - był bardzo ostry podjazd, więc postanowiłem zredukować na najmniejszą tarczę z przodu, co skończyło się spadnięciem łańcucha i upadkiem na lewe kolano. Na szczęście nic poważnego się nie stało - małe zadrapanie i stłuczenie, mogłem jechać dalej, kolano jednak trochę dokuczało do końca dnia.
Przejazd przez Gosau to ciekawe wrażenia zapachowe - chyba wszyscy tam do nawożenia używają gnojówki. Nawóz to dobry, a że niektórym zapach nie odpowiada - raczej nikt się tym nie przejmuje. Aż do końca wiosek podjazd jest taki sobie, później zaczyna się ostrzej - daje w nogi, szczególnie przy ilości bagażu jaką wiozę (4.5 kg namiotu i co najmniej drugie tyle w sakwach). Końcówka to już w moim przypadku pchanie - stwierdziłem że przełożenie 22-28 jest na te parę metrów bez sensu.
Przy jeziorze okazuje się, że warto było - jezioro piękne i malownicze, co ciekawe - w znacznej części dalej pokryte cienką warstwą lodu, co przy temperaturze dobrze ponad 10 stopni nieco mnie zaskoczyło. Na stoku widzieliśmy także narciarzy, a dwóch innych nas mijało. Po nasyceniu oczu widokami robimy krótką przerwę na jedzenie i jedziemy spowrotem do domu. Tempo powrotu było bardzo dobre - cały czas prawie droga lekko z górki w dół rzeki, aż do Linzu. Po drodze szybkie zwiedzanie Bad Ischl oraz jeziorko Traunsee - także bardzo ładne.
Ciekawą rzecz, która nie przeszłaby w Polsce widzieliśmy w mieście Wels - na parkingu centrum handlowego zorganizowano wyścigi. No tak, u nich w niedzielę to otwarty jest z grubsza tylko McDonald i stacje benzynowe.
W Linzu zwróciłem uwagę na infrastrukturę rowerową - przydałaby się taka w Polsce... Nocujemy za Linzem pod hotelem na dziko. W spaniu zdaje się nic nie przeszkadza :)

Zdjęcia
Ślad GPS

Hallstatt 3

Sobota, 25 kwietnia 2009 | dodano:28.04.2009
  • DST: 131.00km
  • Czas: 06:50
  • VAVG 19.17km/h
  • VMAX 52.82km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W sobotę wyruszamy wcześnie, żeby w końcu do Hallstatu dojechać. Jedziemy w miarę głównymi drogami i tutaj kilka słów o ich jakości. Otóż drogi którymi jechaliśmy dzieliły się ogólnie na dobre i bardzo dobre z przewagą tych drugich. Mimo tego, że rzadko było pobocze nie przeszkadzało to - ruch względnie niewielki, a kierowcy chyba nigdy nie słyszeli o manewrze wyprzedzania na gazetę. Drogi z reguły poprowadzone są wzdłuż rzek, przez co nachylenie jest niewielkie.
Na którymś z kolejnych podjazdów łańcuch ostatecznie się poddał i urwał na krzywym ogniwie. Skróciłem go o 2 ogniwa, niestety wybiłem pina i później chyba założyłem odwrotnie - prawie do końca wycieczki ogniwo było sztywne i zdarzało mu się przeskakiwać. Pomagało przeginanie łańcucha i obfite skraplanie czerwonym FL.
W tym dniu też zaczęły pojawiać się przy ulicy toalety publiczne - nie dość że darmowe, to czyste i z papierem toaletowym w środku. Warto też dodać, że woda która leje się z kranów w Austrii jest wodą pitną, zatem problem napełniania bidonów jest niewielki - albo owe toalety, albo stacje benzynowe.
Około południa przyjeżdżamy nad jezioro Attersee - malownicze jeziorko z przejrzystą wodą. Jazda wzdłuż jeziora była przyjemnością w czystej postaci. Gdy jeziorko się kończy skręcamy na Bad Ischl. Przypuszczałem, że droga będzie bardzo pagórkowata, na szczęście się pomyliłem - nachylenie niewielkie, jazda bardzo przyjemna. Krzysztof sugerował odwiedzić centrum Bad Ischl, niestety jakoś tak nieszczęśliwie pojechaliśmy, że nie trafiliśmy tam. Przyspieszyło to nasze przybycie nad Hallstatter See i do samego Hallstattu, który okazał się być naprawdę ładnym miasteczkiem.
Po krótkim zwiedzaniu i pstryknięciu paru fotek Krzysztof zapytał jakiegoś człowieka po niemiecku o pole namiotowe. Akurat miał szczęście i trafił na obcokrajowca który umiał po angielsku, zatem o pole spytałem ja, a w efekcie i tak dojechaliśmy z GPSem. Pole drogie, bo 7 euro od osoby + 4 euro za namiot - w Polsce kwatera prywatna by była za tyle... Za to warunki sanitarne bardzo dobre - co prawda wieczorem kuchnia była wyłączona (nie było w niej prądu), za to rano jak najbardziej była sprawna. W przybytku sanitarnym osobne pomieszczenia z pisuarami, umywalkami, klozetami i prysznicami - żyć nie umierać!
Tym razem w spaniu przeszkadzał kot.

Zdjęcia
Ślad GPS

Hallstatt 2

Piątek, 24 kwietnia 2009 | dodano:28.04.2009
  • DST: 112.00km
  • Teren: 3.00km
  • Czas: 06:12
  • VAVG 18.06km/h
  • VMAX 67.91km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Drugiego dnia wstaliśmy dosyć późno - ślad GPS podpowiada że wyjazd o 10:40. Śniadanko, toaleta, składanie obozu i jedziemy do czegoś co wg Krzysztofa było mostem. Na miejscu okazuje się że mam rację - jest prom, który niestety kursuje od maja. Ruszamy zatem do Frymburka przez las - droga wydaje się nam prosta, ale wjeżdżamy w środek niczego i musimy się wracać. Mam małe problemy z CharBike - ciągle wypada wtyczka z gniazda na wybojach.
Trasa jak to w Czechach - cały czas w górę i w dół. Zaczynam odczuwać że coś nie tak jest z łańcuchem - przeskakuje i dzieją się dziwne rzeczy. Po jakimś czasie zauważam że blaszka jednego ogniwa odstaje i jest odkształcona - prawdopodobnie to efekt rozkuwania łańcucha przy zakładaniu korby kilka dni wcześniej. Próbuję zakuć łańcuch, ale nic to nie daje - bez młotka nie dam rady. Postanawiam jechać, najwyżej łańcuch się urwie, to będę skracał. Na którymś postoju Krzysiek kupuje mi taśmę klejącą którą rozwiązuję problemy z CharBike i wypadającą wtyczką.
W Frymburku okazuje się że prom jest - jedziemy na drugą stronę jako jedyni pasażerowie. Przewóz kosztował 20 czy 30 koron, więc normalna cena. Po przeprawie jedziemy do granicy czesko-austriackiej, co jest trudne i męczące - ostry i długi podjazd już w Austrii. Kierujemy się na Obermuhl, gdzie według Krzysztofa jest most, a według mnie - prom. Okazuje się że ja lepiej czytam mapę - prom jest, ale pływa do 17:00, co o 17:30 jest niezbyt dobrą informacją. Nic to - jedziemy zatem wzdłuż Dunaju bardzo ładną trasą rowerową. Gdy trasa się kończy, wjeżdżamy do St Martin (na górce...) po drodze odwiedzając całkiem ładny zameczek i jedziemy do Aschach nad Dunajem, gdzie w końcu jest most.
Jedziemy jeszcze jakiś czas do miejscowości Eferding, gdzie postanawiamy rozbić nocleg na polu pszenicy tudzież innego jęczmienia. Mimo że było to odludzie straszne, to po zdjęciu z sakw z roweru, w prawie kompletnej ciemności mija nas rowerzysta bez świateł - była to polna droga... Rozbijamy się, jemy coś i spać. W nocy Krzysztofa (mnie też) budzą bażanty.

Zdjęcia
Ślad GPS (niekompletny)

Hallstatt 1

Czwartek, 23 kwietnia 2009 | dodano:28.04.2009
  • DST: 90.00km
  • Czas: 05:29
  • VAVG 16.41km/h
  • VMAX 57.62km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Na wyprawę wyruszyłem o iście okrutnej porze - pobudka o 1 w nocy, o 1:30 z kolegą Krzysztofem spotkałem się w centrum Rybnika przy Plazie. Od razu wyruszyliśmy do Bohumina skąd około 4:20 odjeżdżał pociąg do Ceskich Budejovic. Podróż przebiegła w miarę gładko, standardowo problemem były górki na Wodzisławskiej - jedna bardzo stromo się kończy.
Bilet na pociąg kupował kolega z pomocą uprzednio spreparowanej karteczki. Okazało się że bilet na rower zakupuje się w pociągu - ot ciekawostka. Ruszamy na peron, co jest średnio przyjemne - jedynie schody, gdyż winda dla inwalidów okazuje się za krótka do zmieszczenia roweru. Około 20 minut czekamy na pociąg - okazuje się że jest podstawiany, zatem wsiadamy do pierwszego wagonu. Od razu pani konduktor nam zwraca uwagę że rowery najlepiej dać do wagonu bagażowego który znajduje się przy końcu składu. Wynosimy zatem rowery, zanosimy do bagażowego, idziemy do przedziału. Za kilkadziesiąt minut przychodzi pani konduktor (nieźle mówi po polsku) i kasuje po 30 koron od roweru - w zasadzie tak jak w Polsce. Dodatkowo dowiadujemy się, że będzie "autobusova przeprava" - pod koniec podróży trzeba będzie się przesiąść do autobusu. Trochę nas to niepokoi - wiadomo jak jest w Polsce, autobus to niemalże wykluczenie roweru. Przy przesiadce obawy znikają - przyjechał specjalny busik do którego ładujemy rowery. Kilkadziesiąt minut później wysiadamy z autobusu i szukamy busika - nie ma... Na peronie okazuje się że rowery już wędrują do wagonu towarowego. Brawo obsługa Ceskich Drahov!
Do Ceskich Budejovic pociąg dociera z małym opóźnieniem - nic dziwnego, objazd autobusem. Udajemy się na krótkie zwiedzanie miasta, gdzie kupujemy trochę produktów spożywczych i 2 "parki w rohliku" - tak po ichniemu nazywają się hot-dogi. Ruszamy do Czeskiego Krumlova, gdzie zwiedzamy stare miasto - bardzo ładne swoją drogą. Krzysztof orientuje się że zgubił srebrną karimatę - zostaje mu tylko cienka piankowa.
Powoli zaczyna się standardowy czeski krajobraz - góra-dół-góra-dół. Męczy to straszliwie, po 50 km jesteśmy już bardzo zmęczeni i szukamy noclegu. W Cernej znajdujemy Autokemp i tam się rozbijamy mimo, że nikogo na recepcji nie zastajemy. Po rozbiciu udaję się do przybytku spokoju, niestety na drodze staje mi właściciel kampingu i zaczyna się rzucać o to, że nikomu nie powiedzieliśmy że się rozbijamy - cokolwiek dziwne, bo nie było komu powiedzieć. Wracam się po pieniądze, płacę za kamping bandyckie 270 koron + 40 koron za 2 prysznice. Jemy, myjemy się i idziemy spać. W nocy Krzysia budzi zwierzę nr 1 - łoś (tudzież potwór z Loch Ness/Lipna, gdyż też był tam takowy widziany).

Zdjęcia
Ślad GPS dnia

Uczelnia

Środa, 22 kwietnia 2009 | dodano:22.04.2009
  • DST: 62.71km
  • Teren: 1.00km
  • Czas: 02:42
  • VAVG 23.23km/h
  • VMAX 47.50km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Na uczelnię przez miasto celem zakupu waluty.

Zmiana korby

Wtorek, 21 kwietnia 2009 | dodano:21.04.2009
  • DST: 164.43km
  • Teren: 1.00km
  • Czas: 07:19
  • VAVG 22.47km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Rano na uczelnię, potem do Katowic spotkać się z Marcusem, z Katowic do Jaworzna, zmiana korby i do domu.

Uczelnia

Poniedziałek, 20 kwietnia 2009 | dodano:20.04.2009
  • DST: 59.67km
  • Teren: 2.00km
  • Czas: 02:24
  • VAVG 24.86km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Na uczelnię i spowrotem

miasto

Sobota, 18 kwietnia 2009 | dodano:20.04.2009
  • DST: 10.04km
  • Czas: 00:28
  • VAVG 21.51km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
do miasta

Zakopane - nieudany dzień drugi

Środa, 15 kwietnia 2009 | dodano:15.04.2009
  • DST: 53.50km
  • Czas: 02:12
  • VAVG 24.32km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Wstałem nieco obolały. Myślałem że jednak podjadę przynajmniej na Głodówkę - nic z tego, nie dość, że straszliwie bolały mnie mięśnie nóg, a potem zaczęło boleć jeszcze w okolicach wątroby (czyżby hamburger wczorajszy?). Byłem zmuszony pożegnać się z Michałem i zjechać na dworzec PKP w Zakopanym. Na szczęście było ładne połączenie do Katowic przez Kraków osobowymi, wyszło bardzo przyzwoicie cenowo. Z Katowic do Rybnika udałem się już rowerem - z górki lub płasko.
Wyjazd mimo wszystko uważam za udany. Wiem przynajmniej że 160 km po górach to póki co za dużo dla mnie jeśli chodzi o wyprawy kilkudniowe. Michał napisał w SMSie, że dojechał do Krakowa (co ja też planowałem zrobić) - podziwiam go. Na usprawiedliwienie - mój rower z bagażem ważył chyba ze 2 razy tyle co jego... :)