Hallstatt 4
Niedziela, 26 kwietnia 2009 | dodano:28.04.2009
- DST: 172.73km
- Czas: 08:21
- VAVG 20.69km/h
- VMAX 60.37km/h
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Niedziela - teoretycznie dzień odpoczynku, nie dla nas. Wstajemy trochę później niż w sobotę i udajemy się nad jezioro Gosau. Niestety pierwsze skrzyżowanie okazało się dla mnie pechowe - był bardzo ostry podjazd, więc postanowiłem zredukować na najmniejszą tarczę z przodu, co skończyło się spadnięciem łańcucha i upadkiem na lewe kolano. Na szczęście nic poważnego się nie stało - małe zadrapanie i stłuczenie, mogłem jechać dalej, kolano jednak trochę dokuczało do końca dnia.
Przejazd przez Gosau to ciekawe wrażenia zapachowe - chyba wszyscy tam do nawożenia używają gnojówki. Nawóz to dobry, a że niektórym zapach nie odpowiada - raczej nikt się tym nie przejmuje. Aż do końca wiosek podjazd jest taki sobie, później zaczyna się ostrzej - daje w nogi, szczególnie przy ilości bagażu jaką wiozę (4.5 kg namiotu i co najmniej drugie tyle w sakwach). Końcówka to już w moim przypadku pchanie - stwierdziłem że przełożenie 22-28 jest na te parę metrów bez sensu.
Przy jeziorze okazuje się, że warto było - jezioro piękne i malownicze, co ciekawe - w znacznej części dalej pokryte cienką warstwą lodu, co przy temperaturze dobrze ponad 10 stopni nieco mnie zaskoczyło. Na stoku widzieliśmy także narciarzy, a dwóch innych nas mijało. Po nasyceniu oczu widokami robimy krótką przerwę na jedzenie i jedziemy spowrotem do domu. Tempo powrotu było bardzo dobre - cały czas prawie droga lekko z górki w dół rzeki, aż do Linzu. Po drodze szybkie zwiedzanie Bad Ischl oraz jeziorko Traunsee - także bardzo ładne.
Ciekawą rzecz, która nie przeszłaby w Polsce widzieliśmy w mieście Wels - na parkingu centrum handlowego zorganizowano wyścigi. No tak, u nich w niedzielę to otwarty jest z grubsza tylko McDonald i stacje benzynowe.
W Linzu zwróciłem uwagę na infrastrukturę rowerową - przydałaby się taka w Polsce... Nocujemy za Linzem pod hotelem na dziko. W spaniu zdaje się nic nie przeszkadza :)
Zdjęcia
Ślad GPS
Przejazd przez Gosau to ciekawe wrażenia zapachowe - chyba wszyscy tam do nawożenia używają gnojówki. Nawóz to dobry, a że niektórym zapach nie odpowiada - raczej nikt się tym nie przejmuje. Aż do końca wiosek podjazd jest taki sobie, później zaczyna się ostrzej - daje w nogi, szczególnie przy ilości bagażu jaką wiozę (4.5 kg namiotu i co najmniej drugie tyle w sakwach). Końcówka to już w moim przypadku pchanie - stwierdziłem że przełożenie 22-28 jest na te parę metrów bez sensu.
Przy jeziorze okazuje się, że warto było - jezioro piękne i malownicze, co ciekawe - w znacznej części dalej pokryte cienką warstwą lodu, co przy temperaturze dobrze ponad 10 stopni nieco mnie zaskoczyło. Na stoku widzieliśmy także narciarzy, a dwóch innych nas mijało. Po nasyceniu oczu widokami robimy krótką przerwę na jedzenie i jedziemy spowrotem do domu. Tempo powrotu było bardzo dobre - cały czas prawie droga lekko z górki w dół rzeki, aż do Linzu. Po drodze szybkie zwiedzanie Bad Ischl oraz jeziorko Traunsee - także bardzo ładne.
Ciekawą rzecz, która nie przeszłaby w Polsce widzieliśmy w mieście Wels - na parkingu centrum handlowego zorganizowano wyścigi. No tak, u nich w niedzielę to otwarty jest z grubsza tylko McDonald i stacje benzynowe.
W Linzu zwróciłem uwagę na infrastrukturę rowerową - przydałaby się taka w Polsce... Nocujemy za Linzem pod hotelem na dziko. W spaniu zdaje się nic nie przeszkadza :)
Zdjęcia
Ślad GPS