Hallstatt 5
Poniedziałek, 27 kwietnia 2009 | dodano:28.04.2009
- DST: 130.90km
- Czas: 07:02
- VAVG 18.61km/h
- VMAX 62.14km/h
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Poniedziałek był dniem powrotu. Zmęczenie dawało niestety we znaki, do tego początek był niekończącym się podjazdem z Linz do Bad Leonfelden. Przed przejechaniem granicy jemy jeszcze jajecznicę z 10 jaj dla nabrania sił (niestety mało daje...) i jedziemy przez górki czeskie do Bohumina. Po drodze odwiedzamy miasto Rybnik - oczywiście bez zdjęć nie mogło się obyć :) Coraz częściej przystajemy, coraz więcej przerw, coraz niższa średnia.
W Budejovicach niemiła niespodzianka - dosłownie 500 metrów przed stacją benzynową pęka mi szprycha w tylnym kole. Cóż, dalej jadę z rozcentrowanym kółkiem (na szczęście da się), niestety moje próby naprawy nic nie dały - nie znam się na centrowaniu kół.
Kupujemy bilet i udajemy się z Krzysztofem napić czegoś zimnego - jak Budejovice to cóż innego pić jak Budweisera... Jemy do tego pizzę. Knajpa wydawała się droga, ale na szczęście pizza za 110 koron i piwo za 30 to nie majątek.
15:50, udajemy się na stację, już wkładamy rowery a pani konduktor zaczyna mieć opory i mówi "te kola tu nie pojadą"... Na szczęście po usłyszeniu że do Bohumina (ostatnia stacja) bez problemu ładujemy rowery i jedziemy. Terminowo o 23:37 jesteśmy w Bohuminie, tym razem tylko pociągiem - bez autobusu. W Bohuminie po krótkim postoju na przygotowanie rowerów jedziemy do domu bez większych przebojów. Około 1:40 żegnam się z Krzysztofem, a ok. 1:50 odwiedzam jeszcze Tesco. Krótko po 2 w nocy wchodzę do domu, piszę sprawozdanie i idę spać na 3 godziny.
Zdjęcia
">Ślad GPS
W Budejovicach niemiła niespodzianka - dosłownie 500 metrów przed stacją benzynową pęka mi szprycha w tylnym kole. Cóż, dalej jadę z rozcentrowanym kółkiem (na szczęście da się), niestety moje próby naprawy nic nie dały - nie znam się na centrowaniu kół.
Kupujemy bilet i udajemy się z Krzysztofem napić czegoś zimnego - jak Budejovice to cóż innego pić jak Budweisera... Jemy do tego pizzę. Knajpa wydawała się droga, ale na szczęście pizza za 110 koron i piwo za 30 to nie majątek.
15:50, udajemy się na stację, już wkładamy rowery a pani konduktor zaczyna mieć opory i mówi "te kola tu nie pojadą"... Na szczęście po usłyszeniu że do Bohumina (ostatnia stacja) bez problemu ładujemy rowery i jedziemy. Terminowo o 23:37 jesteśmy w Bohuminie, tym razem tylko pociągiem - bez autobusu. W Bohuminie po krótkim postoju na przygotowanie rowerów jedziemy do domu bez większych przebojów. Około 1:40 żegnam się z Krzysztofem, a ok. 1:50 odwiedzam jeszcze Tesco. Krótko po 2 w nocy wchodzę do domu, piszę sprawozdanie i idę spać na 3 godziny.
Zdjęcia
">Ślad GPS