Wpisy archiwalne w kategorii
>200
Dystans całkowity: | 250.57 km (w terenie 2.00 km; 0.80%) |
Czas w ruchu: | 11:47 |
Średnia prędkość: | 21.26 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.10 km/h |
Suma podjazdów: | 3414 m |
Suma kalorii: | 4718 kcal |
Liczba aktywności: | 1 |
Średnio na aktywność: | 250.57 km i 11h 47m |
Więcej statystyk |
Praded - mój własny Imagis
Poniedziałek, 23 sierpnia 2010 | dodano:23.08.2010 Kategoria >200, Rozrywkowo, Samotnie
- DST: 250.57km
- Teren: 2.00km
- Czas: 11:47
- VAVG 21.26km/h
- VMAX 68.10km/h
- Temp.: 24.0°C
- Kalorie: 4718kcal
- Podjazdy: 3414m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Jako że chłopaki (i nie tylko) napierali od soboty w 1008 Tour (dawny Imagis) postanowiłem pojechać dłuższą trasę i ja. W założeniu miało być 300 km, niestety z paru względów nie wyszło.
Trasa wyglądała tak:
Wyjazd przed 6 rano, mogłem obejrzeć ładny wschód słońca. Początek niezły, bez zapowiadanego wiatru, szybko dojeżdżam do Czech, robię postój w Hlucinie na rogaliki i pączka. Niestety już zaczyna dosyć mocno wiać z południowego zachodu, do Opavy więc mam wiatr boczny, dalej głównie boczno-przedni, przeszkadza to w jeździe bardzo.
Opava - całkiem ładne miasto, niezła infrastruktura rowerowa - że u nas nie umieją wydzielić pasa z jezdni... Dużo miejsca to nie zajmuje, a działa znakomicie.
Tracę szybko siły, zatem następny postój już w Bilcicach, ponownie pączki, do tego banany - niestety nie do końca dojrzałe ale dało się zjeść. Dalsza jazda to standardowe dla Czechów pagórki, niektóre dosyć mocno nachylone i męczące. Robię kilka postojów dla odsapnięcia.
U stóp Pradeda jestem w miarę szybko, postanawiam wjechać od razu bez zatrzymywania się na posiłek. To był wielki błąd, jazda idzie bardzo ciężko, przerwy co 30-50m. W Ovcarni (koniec lasu, parking i restauracje) kupuję w automacie Colę - 0.5l za 30 koron (ok. 5 zł) to sporo, niemniej wiem że potrzebuję jakiegoś zastrzyku sacharozy.
Cola pomaga, koniec podjazdu szybciutki, pewnie też dlatego że mniej nachylony. Fotki na szczycie i szybki zjazd. Warto nadmienić że panuje tam spory ruch turystyczny - można podjechać autobusem do Ovcarni, później jest tylko kilka kilometrów asfaltowego podejścia, można nawet wypożyczyć hulajnogę roweropodobną, na której później komfortowo da się zjechać ze szczytu.
Po zjeździe postój w Karlovej Studance, wcześniej wysłałem SMSy do 2 kolegów z zapytaniem o pociąg, gdyż byłem dosyć mocno do tyłu z czasem (zakładałem pesymistycznie że o 14 będę na szczycie, a byłem po 15). Niestety pociągów brak, zatem jadę na rowerze w stronę Raciborza, a później (w założeniu) Rybnika.
Niedługo po minięciu granicy z Polską zaczyna jednak padać, a ja nie wziąłem nic od deszczu (chociaż i tak niewiele by to pomogło). Jakieś 25km przed Raciborzem dzwonię zatem do rodziców - na szczęście już przyjechali ze wczasów i do Raciborza podjeżdża po mnie matka. Samochodem wracam do domu.
Wyjazd w miarę udany, niestety wszystko popsuł silny wiatr i padający deszcz (a pod koniec jazdy - obie rzeczy naraz, a w efekcie deszcz padający prawie poziomo). Suma podjazdów wyszła też całkiem fajna - zdaje się że pobiłem moje oba rekordy (odległości i przewyższenia).
Trasa wyglądała tak:
Wyjazd przed 6 rano, mogłem obejrzeć ładny wschód słońca. Początek niezły, bez zapowiadanego wiatru, szybko dojeżdżam do Czech, robię postój w Hlucinie na rogaliki i pączka. Niestety już zaczyna dosyć mocno wiać z południowego zachodu, do Opavy więc mam wiatr boczny, dalej głównie boczno-przedni, przeszkadza to w jeździe bardzo.
Opava - całkiem ładne miasto, niezła infrastruktura rowerowa - że u nas nie umieją wydzielić pasa z jezdni... Dużo miejsca to nie zajmuje, a działa znakomicie.
Tracę szybko siły, zatem następny postój już w Bilcicach, ponownie pączki, do tego banany - niestety nie do końca dojrzałe ale dało się zjeść. Dalsza jazda to standardowe dla Czechów pagórki, niektóre dosyć mocno nachylone i męczące. Robię kilka postojów dla odsapnięcia.
U stóp Pradeda jestem w miarę szybko, postanawiam wjechać od razu bez zatrzymywania się na posiłek. To był wielki błąd, jazda idzie bardzo ciężko, przerwy co 30-50m. W Ovcarni (koniec lasu, parking i restauracje) kupuję w automacie Colę - 0.5l za 30 koron (ok. 5 zł) to sporo, niemniej wiem że potrzebuję jakiegoś zastrzyku sacharozy.
Cola pomaga, koniec podjazdu szybciutki, pewnie też dlatego że mniej nachylony. Fotki na szczycie i szybki zjazd. Warto nadmienić że panuje tam spory ruch turystyczny - można podjechać autobusem do Ovcarni, później jest tylko kilka kilometrów asfaltowego podejścia, można nawet wypożyczyć hulajnogę roweropodobną, na której później komfortowo da się zjechać ze szczytu.
Po zjeździe postój w Karlovej Studance, wcześniej wysłałem SMSy do 2 kolegów z zapytaniem o pociąg, gdyż byłem dosyć mocno do tyłu z czasem (zakładałem pesymistycznie że o 14 będę na szczycie, a byłem po 15). Niestety pociągów brak, zatem jadę na rowerze w stronę Raciborza, a później (w założeniu) Rybnika.
Niedługo po minięciu granicy z Polską zaczyna jednak padać, a ja nie wziąłem nic od deszczu (chociaż i tak niewiele by to pomogło). Jakieś 25km przed Raciborzem dzwonię zatem do rodziców - na szczęście już przyjechali ze wczasów i do Raciborza podjeżdża po mnie matka. Samochodem wracam do domu.
Wyjazd w miarę udany, niestety wszystko popsuł silny wiatr i padający deszcz (a pod koniec jazdy - obie rzeczy naraz, a w efekcie deszcz padający prawie poziomo). Suma podjazdów wyszła też całkiem fajna - zdaje się że pobiłem moje oba rekordy (odległości i przewyższenia).
Park&Ride; Rudyszwałd© MadMan
Infrastruktura rowerowa Opava© MadMan
Przeciwnik na horyzoncie© MadMan
Praded© MadMan
Victory!© MadMan