Hallstatt 1
Czwartek, 23 kwietnia 2009 | dodano:28.04.2009
- DST: 90.00km
- Czas: 05:29
- VAVG 16.41km/h
- VMAX 57.62km/h
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Na wyprawę wyruszyłem o iście okrutnej porze - pobudka o 1 w nocy, o 1:30 z kolegą Krzysztofem spotkałem się w centrum Rybnika przy Plazie. Od razu wyruszyliśmy do Bohumina skąd około 4:20 odjeżdżał pociąg do Ceskich Budejovic. Podróż przebiegła w miarę gładko, standardowo problemem były górki na Wodzisławskiej - jedna bardzo stromo się kończy.
Bilet na pociąg kupował kolega z pomocą uprzednio spreparowanej karteczki. Okazało się że bilet na rower zakupuje się w pociągu - ot ciekawostka. Ruszamy na peron, co jest średnio przyjemne - jedynie schody, gdyż winda dla inwalidów okazuje się za krótka do zmieszczenia roweru. Około 20 minut czekamy na pociąg - okazuje się że jest podstawiany, zatem wsiadamy do pierwszego wagonu. Od razu pani konduktor nam zwraca uwagę że rowery najlepiej dać do wagonu bagażowego który znajduje się przy końcu składu. Wynosimy zatem rowery, zanosimy do bagażowego, idziemy do przedziału. Za kilkadziesiąt minut przychodzi pani konduktor (nieźle mówi po polsku) i kasuje po 30 koron od roweru - w zasadzie tak jak w Polsce. Dodatkowo dowiadujemy się, że będzie "autobusova przeprava" - pod koniec podróży trzeba będzie się przesiąść do autobusu. Trochę nas to niepokoi - wiadomo jak jest w Polsce, autobus to niemalże wykluczenie roweru. Przy przesiadce obawy znikają - przyjechał specjalny busik do którego ładujemy rowery. Kilkadziesiąt minut później wysiadamy z autobusu i szukamy busika - nie ma... Na peronie okazuje się że rowery już wędrują do wagonu towarowego. Brawo obsługa Ceskich Drahov!
Do Ceskich Budejovic pociąg dociera z małym opóźnieniem - nic dziwnego, objazd autobusem. Udajemy się na krótkie zwiedzanie miasta, gdzie kupujemy trochę produktów spożywczych i 2 "parki w rohliku" - tak po ichniemu nazywają się hot-dogi. Ruszamy do Czeskiego Krumlova, gdzie zwiedzamy stare miasto - bardzo ładne swoją drogą. Krzysztof orientuje się że zgubił srebrną karimatę - zostaje mu tylko cienka piankowa.
Powoli zaczyna się standardowy czeski krajobraz - góra-dół-góra-dół. Męczy to straszliwie, po 50 km jesteśmy już bardzo zmęczeni i szukamy noclegu. W Cernej znajdujemy Autokemp i tam się rozbijamy mimo, że nikogo na recepcji nie zastajemy. Po rozbiciu udaję się do przybytku spokoju, niestety na drodze staje mi właściciel kampingu i zaczyna się rzucać o to, że nikomu nie powiedzieliśmy że się rozbijamy - cokolwiek dziwne, bo nie było komu powiedzieć. Wracam się po pieniądze, płacę za kamping bandyckie 270 koron + 40 koron za 2 prysznice. Jemy, myjemy się i idziemy spać. W nocy Krzysia budzi zwierzę nr 1 - łoś (tudzież potwór z Loch Ness/Lipna, gdyż też był tam takowy widziany).
Zdjęcia
Ślad GPS dnia
Bilet na pociąg kupował kolega z pomocą uprzednio spreparowanej karteczki. Okazało się że bilet na rower zakupuje się w pociągu - ot ciekawostka. Ruszamy na peron, co jest średnio przyjemne - jedynie schody, gdyż winda dla inwalidów okazuje się za krótka do zmieszczenia roweru. Około 20 minut czekamy na pociąg - okazuje się że jest podstawiany, zatem wsiadamy do pierwszego wagonu. Od razu pani konduktor nam zwraca uwagę że rowery najlepiej dać do wagonu bagażowego który znajduje się przy końcu składu. Wynosimy zatem rowery, zanosimy do bagażowego, idziemy do przedziału. Za kilkadziesiąt minut przychodzi pani konduktor (nieźle mówi po polsku) i kasuje po 30 koron od roweru - w zasadzie tak jak w Polsce. Dodatkowo dowiadujemy się, że będzie "autobusova przeprava" - pod koniec podróży trzeba będzie się przesiąść do autobusu. Trochę nas to niepokoi - wiadomo jak jest w Polsce, autobus to niemalże wykluczenie roweru. Przy przesiadce obawy znikają - przyjechał specjalny busik do którego ładujemy rowery. Kilkadziesiąt minut później wysiadamy z autobusu i szukamy busika - nie ma... Na peronie okazuje się że rowery już wędrują do wagonu towarowego. Brawo obsługa Ceskich Drahov!
Do Ceskich Budejovic pociąg dociera z małym opóźnieniem - nic dziwnego, objazd autobusem. Udajemy się na krótkie zwiedzanie miasta, gdzie kupujemy trochę produktów spożywczych i 2 "parki w rohliku" - tak po ichniemu nazywają się hot-dogi. Ruszamy do Czeskiego Krumlova, gdzie zwiedzamy stare miasto - bardzo ładne swoją drogą. Krzysztof orientuje się że zgubił srebrną karimatę - zostaje mu tylko cienka piankowa.
Powoli zaczyna się standardowy czeski krajobraz - góra-dół-góra-dół. Męczy to straszliwie, po 50 km jesteśmy już bardzo zmęczeni i szukamy noclegu. W Cernej znajdujemy Autokemp i tam się rozbijamy mimo, że nikogo na recepcji nie zastajemy. Po rozbiciu udaję się do przybytku spokoju, niestety na drodze staje mi właściciel kampingu i zaczyna się rzucać o to, że nikomu nie powiedzieliśmy że się rozbijamy - cokolwiek dziwne, bo nie było komu powiedzieć. Wracam się po pieniądze, płacę za kamping bandyckie 270 koron + 40 koron za 2 prysznice. Jemy, myjemy się i idziemy spać. W nocy Krzysia budzi zwierzę nr 1 - łoś (tudzież potwór z Loch Ness/Lipna, gdyż też był tam takowy widziany).
Zdjęcia
Ślad GPS dnia