Koniaków z Michałem Wolffem
Poniedziałek, 22 marca 2010 | dodano:22.03.2010
- DST: 150.90km
- Czas: 06:25
- VAVG 23.52km/h
- VMAX 64.18km/h
- Temp.: 10.0°C
- Podjazdy: 1370m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
W niedzielę Michał Wolff pisze mi o wyprawie na którą jedzie z propozycją chwilowego dołączenia się. Nieco pomarudziłem, pokalkulowałem i uznałem że mogę trochę z nim jutro pojeździć.
Z rana objeżdżam sklepy rowerowe w poszukiwaniu zębatki 32z. Niestety brak, w jednym tylko sklepie jest kompozytowo-stalowy XTR (130 zł!) który i tak chyba nie pasuje do mojej korby (chodzi o część kompozytową która wystaje z zębatki i o cośtam zawadzałaby w mojej korbie). Nic, na szybko wpadam do domu, robię kanapki, a na IRC QSi daje mi pomysł obrócenia starej zębatki - może będzie działać. No cóż, zmykam na pociąg do Bielska, w pociągu okazuje się jak przez ostatni czas jeździłem - korba była niedokręcona na 2 mm i lewe ramię w zasadzie "latało" luźno. Przekręcam zębatkę, dokręcam małą, reguluję przerzutkę i z nudów po 20 minutach wchodzę na IRCa. W pociągu brak wody, więc cały dzień muszę z uwalonymi rękami jechać.
W Bielsku przyjeżdżam przed Michałem a miało być na odwrót. Jedziemy od razu w stronę Żywca, gubimy się nieco - źle zaprogramowałem GPSa, a oznaczenie w Bielsku kiepskie, więc zamiast na Żywiec jedziemy na Szczyrk. Na szczęście Michał orientuje się szybko i wracamy na odpowiednią drogę, jedyna strata to parędziesiąt (30?) metrów podjazdu na darmo.
Trasa fajna, samochodów względnie, do tego wiaterek w plecy - można jechać. Pierwszy postój dopiero w Milówce (nie licząc 2 superkrótkich - na fotkę i na przebranie się w coś cieńszego). Za Milówką powoli zaczyna się podjazd, w Kamiesznicy zaczyna się robić ostro tylko po to żeby zakończyć się ścianką ponad 20% nachylenia. Zatrzymuję się chyba 2 razy na złapanie oddechu, kaseta się skończyła, ale lżejsze biegi przypuszczam że niewiele by mi dały :) Chwilka mniej stromego podjazdu a potem znowu ostro - na tyle że zaczynam tracić przyczepność z tyłu woda na nawierzchni wydatnie w tym pomaga).
Drugi i ostatni postój z Michałem przy drodze wojewódzkiej w Koniakowie. Podjeżdża też kolarz, chwilkę gadamy, zachęca do uczestnictwa w jakieś imprezie kolarskiej - maraton, pętla beskidzka itp. W sumie czemu nie? Może wystartuję, jest kategoria "rowery inne" - idealna dla mnie.
Po rozstaniu zdaję się na łaskę GPSa - skręcam w jakąś dróżkę która ma prowadzić do Istebnej i dalej do Wisły omijając Kubalonkę. I tak jest, jadę koło schroniska PTSM w którym była Fasolka w styczniu, odbijam obok niego w prawo gdzie znowu jest podjazd, na szczęście ostatni na trasie. W pewnym momencie zakaz ruchu pojazdów (oprócz rowerów i ALP) - zaczynam mieć pewne obawy, ale ciągle asfalt, zatem jadę. No i niestety za jakiś czas asfalt robi się jakiś taki śnieżny, co jest na jednym zdjęciu :) Na szczęście bez większych problemów przejechałem.
Jak się okazuje wyjeżdżam w Wiśle Czarnej. Jezioro Czarne zamarznięte, co w sumie nie bardzo dziwi - powyżej ok. 500m w górach jest ciągle dużo śniegu. Wyjazd na Wiślankę i zaczyna się jazda - przelotowa była powyżej 30 km/h :) Kryzys przyszedł dopiero w Żorach. Wcześniej małe problemy z oświetleniem, do tego zgubiłem gdzieś zapasową tylną lampkę - peszek, sprowadzę znowu z Hong-Kongu, jak poprzednio :)
Zdjęcia z wycieczki
Z rana objeżdżam sklepy rowerowe w poszukiwaniu zębatki 32z. Niestety brak, w jednym tylko sklepie jest kompozytowo-stalowy XTR (130 zł!) który i tak chyba nie pasuje do mojej korby (chodzi o część kompozytową która wystaje z zębatki i o cośtam zawadzałaby w mojej korbie). Nic, na szybko wpadam do domu, robię kanapki, a na IRC QSi daje mi pomysł obrócenia starej zębatki - może będzie działać. No cóż, zmykam na pociąg do Bielska, w pociągu okazuje się jak przez ostatni czas jeździłem - korba była niedokręcona na 2 mm i lewe ramię w zasadzie "latało" luźno. Przekręcam zębatkę, dokręcam małą, reguluję przerzutkę i z nudów po 20 minutach wchodzę na IRCa. W pociągu brak wody, więc cały dzień muszę z uwalonymi rękami jechać.
W Bielsku przyjeżdżam przed Michałem a miało być na odwrót. Jedziemy od razu w stronę Żywca, gubimy się nieco - źle zaprogramowałem GPSa, a oznaczenie w Bielsku kiepskie, więc zamiast na Żywiec jedziemy na Szczyrk. Na szczęście Michał orientuje się szybko i wracamy na odpowiednią drogę, jedyna strata to parędziesiąt (30?) metrów podjazdu na darmo.
Trasa fajna, samochodów względnie, do tego wiaterek w plecy - można jechać. Pierwszy postój dopiero w Milówce (nie licząc 2 superkrótkich - na fotkę i na przebranie się w coś cieńszego). Za Milówką powoli zaczyna się podjazd, w Kamiesznicy zaczyna się robić ostro tylko po to żeby zakończyć się ścianką ponad 20% nachylenia. Zatrzymuję się chyba 2 razy na złapanie oddechu, kaseta się skończyła, ale lżejsze biegi przypuszczam że niewiele by mi dały :) Chwilka mniej stromego podjazdu a potem znowu ostro - na tyle że zaczynam tracić przyczepność z tyłu woda na nawierzchni wydatnie w tym pomaga).
Drugi i ostatni postój z Michałem przy drodze wojewódzkiej w Koniakowie. Podjeżdża też kolarz, chwilkę gadamy, zachęca do uczestnictwa w jakieś imprezie kolarskiej - maraton, pętla beskidzka itp. W sumie czemu nie? Może wystartuję, jest kategoria "rowery inne" - idealna dla mnie.
Po rozstaniu zdaję się na łaskę GPSa - skręcam w jakąś dróżkę która ma prowadzić do Istebnej i dalej do Wisły omijając Kubalonkę. I tak jest, jadę koło schroniska PTSM w którym była Fasolka w styczniu, odbijam obok niego w prawo gdzie znowu jest podjazd, na szczęście ostatni na trasie. W pewnym momencie zakaz ruchu pojazdów (oprócz rowerów i ALP) - zaczynam mieć pewne obawy, ale ciągle asfalt, zatem jadę. No i niestety za jakiś czas asfalt robi się jakiś taki śnieżny, co jest na jednym zdjęciu :) Na szczęście bez większych problemów przejechałem.
Jak się okazuje wyjeżdżam w Wiśle Czarnej. Jezioro Czarne zamarznięte, co w sumie nie bardzo dziwi - powyżej ok. 500m w górach jest ciągle dużo śniegu. Wyjazd na Wiślankę i zaczyna się jazda - przelotowa była powyżej 30 km/h :) Kryzys przyszedł dopiero w Żorach. Wcześniej małe problemy z oświetleniem, do tego zgubiłem gdzieś zapasową tylną lampkę - peszek, sprowadzę znowu z Hong-Kongu, jak poprzednio :)
Zdjęcia z wycieczki