Bałkany - dzień 32
Niedziela, 2 sierpnia 2009 | dodano:14.08.2009
- DST: 121.82km
- Czas: 05:58
- VAVG 20.42km/h
- VMAX 54.13km/h
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Rano pobudka o 6:30 i wyjazd o 9 – raczej kiepsko biorąc pod uwagę to, że spaliśmy na kwaterze. Do Kotoru dojeżdżamy przez bardzo ładny, oświetlony tunel. Cały czas strasznie gorąco i parno.
Wyjeżdżamy z tunelu i pierwsze co mi się rzuca w oczy to mnóstwo jakiegoś pyłu, który kłuje w oczy na tyle, że muszę założyć okulary. Jedziemy naokoło zatoki do Hercegu – bardzo ładne widoki, ale zaczyna się to, co będzie nas męczyło przez najbliższe dni – droga typu góra-dół.
Po drodze postój na stacji benzynowej. Marek szuka WC, którego chyba nie było. Ja zacząłem bawić się korbą na tyle głupio, że zrobiłem sobie zębem dziurę w palcu – wlazł mi między tarczę a przerzutkę. Czułem się jakbym miał zaraz zejść, na szczęście po krótkim posiedzeniu pod ścianą wracam do siebie.
W Hercegu jemy pizzę i jedziemy pod granicę z Chorwacją – oczywiście jest podjazd. Pierwszy posterunek mijamy natychmiastowo, na drugim niestety musimy nieco czekać – akurat sprawdzali jakiś samochód i się przedłużało. Pocieszamy się tym, że ci z drugiej strony mają gorzej – ogonek na co najmniej kilometr.
Kończy nam się woda, a z zaopatrzeniem kiepsko – nie namierzyliśmy dalej bankomatu ani kantoru. W końcu na stacji kupujemy coś do picia, a w Lidlu przed Dubrownikiem robimy większe zakupy. Pod sklepem spotykamy Polaków ze Słupska i skądś na Śląsku. Nocleg za Dubrownikiem – 15 euro/osoba. Cóż, wybrzeże...
Wyjeżdżamy z tunelu i pierwsze co mi się rzuca w oczy to mnóstwo jakiegoś pyłu, który kłuje w oczy na tyle, że muszę założyć okulary. Jedziemy naokoło zatoki do Hercegu – bardzo ładne widoki, ale zaczyna się to, co będzie nas męczyło przez najbliższe dni – droga typu góra-dół.
Po drodze postój na stacji benzynowej. Marek szuka WC, którego chyba nie było. Ja zacząłem bawić się korbą na tyle głupio, że zrobiłem sobie zębem dziurę w palcu – wlazł mi między tarczę a przerzutkę. Czułem się jakbym miał zaraz zejść, na szczęście po krótkim posiedzeniu pod ścianą wracam do siebie.
W Hercegu jemy pizzę i jedziemy pod granicę z Chorwacją – oczywiście jest podjazd. Pierwszy posterunek mijamy natychmiastowo, na drugim niestety musimy nieco czekać – akurat sprawdzali jakiś samochód i się przedłużało. Pocieszamy się tym, że ci z drugiej strony mają gorzej – ogonek na co najmniej kilometr.
Kończy nam się woda, a z zaopatrzeniem kiepsko – nie namierzyliśmy dalej bankomatu ani kantoru. W końcu na stacji kupujemy coś do picia, a w Lidlu przed Dubrownikiem robimy większe zakupy. Pod sklepem spotykamy Polaków ze Słupska i skądś na Śląsku. Nocleg za Dubrownikiem – 15 euro/osoba. Cóż, wybrzeże...