200 km!
Środa, 9 września 2009 | dodano:09.09.2009
- DST: 200.68km
- Teren: 1.00km
- Czas: 08:19
- VAVG 24.13km/h
- VMAX 56.53km/h
- HRmax: 182 ( 92%)
- HRavg 143 ( 72%)
- Kalorie: 5127kcal
- Podjazdy: 1627m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Dzisiaj postanowiłem walnąć w końcu 200 km. Było ciężko, bo trasa którą wybrałem łatwa nie była - 3 większe podjazdy, tereny także pagórkowate, a dzień krótki.
No to standardowo - najpierw do Żor, później w stronę Wisły. Pierwszy postój w Strumieniu, kanapka i dalej. W Wiśle skręcam na Czarne i od razu postój 2 - przy sklepie, gdzie lodzik i batonik :)
Podjeżdżam pod jezioro - myślałem że będzie trudniej, ale w sumie niewielkie nachylenie i podjazd lajtowy. Przy jeziorze nawet się nie zatrzymuję i jadę dalej. W samej dzielnicy Czarne miałem odbić na Malinkę - nie było to proste, bo droga była gdzieś indziej niż wg GPSu, ale w końcu po nazwie ulicy doszedłem gdzie skręcić. Początek podjazdu ostry i po asfalcie, później zaczynają się ażurowe płyty. Ledwo wjeżdżam do końca stromizny na 22-30, no ale udało się "na raz". Trochę szutru i zjazd po płytach/szutrze, ale w sumie nie jest źle - polecam ten podjazd od strony Jeziora Czerniakowskiego nawet szosowcom.
Po zjeździe trochę się kręcę sprawdzając czy jestem na dobrej drodze, w końcu pytam listonosza - okazuje się że trafiłem dobrze. Jadę zatem podjazd na Salmopol - robię go pierwszy raz i znowu udaje się podjechać bez zatrzymania, chociaż już blisko byłem zatrzymania się - po półgodzinnym podjeżdżaniu zaczynałem się irytować. No cóż, na górze krótka przerwa i zjeżdżam do Szczyrku. Od razu jadę do Porąbki (po drodze męczące pagórki), gdzie pod sklepem dłuższa przerwa - zakupy jedzenia i konsumpcja.
Dalsza droga wiedzie na Przełęcz Targanicką. Początek lajtowy, ale nawierzchnia kiepska - akurat remontują, miejscami asfalt zerwany, a miejscami stary i dziurawy. Na podjeździe właściwym kapituluję i zatrzymuję się jakieś 400m przed końcem, co wyczytuję z mapy na GPSie. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Zjazd ładny, niemniej przez zakręty niezbyt szybki.
No cóż, to koniec górek - po w miarę płaskim jadę do Andrychowa (gdzie pani w Tico próbuje mnie rozjechać na rondzie wymuszając pierwszeństwo, ale nie daję się), stamtąd krajówką do Kęt. Nie udaje mi się trafić na rynek (ja to na prostym się zgubię), zatem przerwę robię za centrum. Dalsza droga rutynowa - Brzeszcze, Pszczyna, dom. Żeby licznik pokazał 200 musiałem zrobić pętelkę naokoło dzielnicy, no ale cóż - nie oszustwo przecież.
No to standardowo - najpierw do Żor, później w stronę Wisły. Pierwszy postój w Strumieniu, kanapka i dalej. W Wiśle skręcam na Czarne i od razu postój 2 - przy sklepie, gdzie lodzik i batonik :)
Podjeżdżam pod jezioro - myślałem że będzie trudniej, ale w sumie niewielkie nachylenie i podjazd lajtowy. Przy jeziorze nawet się nie zatrzymuję i jadę dalej. W samej dzielnicy Czarne miałem odbić na Malinkę - nie było to proste, bo droga była gdzieś indziej niż wg GPSu, ale w końcu po nazwie ulicy doszedłem gdzie skręcić. Początek podjazdu ostry i po asfalcie, później zaczynają się ażurowe płyty. Ledwo wjeżdżam do końca stromizny na 22-30, no ale udało się "na raz". Trochę szutru i zjazd po płytach/szutrze, ale w sumie nie jest źle - polecam ten podjazd od strony Jeziora Czerniakowskiego nawet szosowcom.
Po zjeździe trochę się kręcę sprawdzając czy jestem na dobrej drodze, w końcu pytam listonosza - okazuje się że trafiłem dobrze. Jadę zatem podjazd na Salmopol - robię go pierwszy raz i znowu udaje się podjechać bez zatrzymania, chociaż już blisko byłem zatrzymania się - po półgodzinnym podjeżdżaniu zaczynałem się irytować. No cóż, na górze krótka przerwa i zjeżdżam do Szczyrku. Od razu jadę do Porąbki (po drodze męczące pagórki), gdzie pod sklepem dłuższa przerwa - zakupy jedzenia i konsumpcja.
Dalsza droga wiedzie na Przełęcz Targanicką. Początek lajtowy, ale nawierzchnia kiepska - akurat remontują, miejscami asfalt zerwany, a miejscami stary i dziurawy. Na podjeździe właściwym kapituluję i zatrzymuję się jakieś 400m przed końcem, co wyczytuję z mapy na GPSie. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Zjazd ładny, niemniej przez zakręty niezbyt szybki.
No cóż, to koniec górek - po w miarę płaskim jadę do Andrychowa (gdzie pani w Tico próbuje mnie rozjechać na rondzie wymuszając pierwszeństwo, ale nie daję się), stamtąd krajówką do Kęt. Nie udaje mi się trafić na rynek (ja to na prostym się zgubię), zatem przerwę robię za centrum. Dalsza droga rutynowa - Brzeszcze, Pszczyna, dom. Żeby licznik pokazał 200 musiałem zrobić pętelkę naokoło dzielnicy, no ale cóż - nie oszustwo przecież.
Komentarze
Gratulacje! Bardzo trudna trasa jak na pierwsze 200km. Chociaż jak widziałem na wyprawie też Wam się zdarzyło po 170km robić - a z pełnym bagażem to przynajmniej tyle co 200km bez :)
wilk - 17:32 wtorek, 15 września 2009 | linkuj
Osiem godzin tyrki, a później powrót do domku, gdzie czeka dwóch małoletnich łotrów spragnionych zabawy. Wykroić coś dla siebie ciężko. A dla siebie i roweru - jeszcze ciężej. A HG40 ze spinką leży grzecznie na półeczce. Może w sobotę ... :)
bazyl3 - 06:03 czwartek, 10 września 2009 | linkuj
A co przeszkadza w założeniu spinki do łańcucha Shimano? :-)
marcus075 - 18:59 środa, 9 września 2009 | linkuj
Też bym tak chciał, ale niestety od dwóch tygodni zarobiony jestem tak, że licznik pokazuje 0 km, a ja nie mam czasu zmienić łańcucha. No cóż, gratulacje!! :D
bazyl3 - 18:49 środa, 9 września 2009 | linkuj
Huh. Ciężka trasa jak na pierwsze w życiu 200km w dzień. Salmopol, Beskid Targanicki, ludzie... (i napisał to człowiek, który swoje pierwsze ponad 200km przejechał na Przełęcz Lipnicką, aka Krowiarki, oraz na Przełęcz Przysłop, a potem wracał do Jeziora Żywieckiego...)
marcus075 - 18:19 środa, 9 września 2009 | linkuj
Komentuj