Ukraina dzień 7
Piątek, 23 lipca 2010 | dodano:25.07.2010 Kategoria >100, Grupowo, Rozrywkowo
- DST: 111.61km
- Czas: 05:38
- VAVG 19.81km/h
- VMAX 57.00km/h
- Temp.: 28.0°C
- Kalorie: 1981kcal
- Podjazdy: 1450m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Pobudka o standardowej godzinie, zbieramy się sprawnie, niestety na zjeździe za obozem rower zaczyna mi jechać zygzakiem - okazuje się że z tyłu zeszło mi prawie całe powietrze. Szukam dziury w dętce, niestety nie znajduję, z opony wyjmuję malutki drucik - to on zrobił dziurkę w dętce. Jako że nie chce mi się bawić w szukanie - zakładam zapasową dętkę i jedziemy dalej. Podjazdy tego dnia są konkretne, za Hranovnicą w kierunku Popradu zaskakuje nas nieco objazd, ale jedziemy normalnie - jak się okazuje połowa jezdni się zsunęła ze zbocza i służby to naprawiają, my przejeżdżamy bez problemu.
W Popradzie postój, dalej niestety musimy dosyć mocno gonić - w końcu po 16 jest pociąg. Na szczęście podjazdy mimo że długie to niezbyt męczące, prawie nie używam małej zębatki (raz wrzuciłem). Pogoda bardzo zmienna - co chwilę deszcz, następnie słońce i tak w kółko. Na szczęście mocniejszy deszcz tylko raz.
W Zakopanem jesteśmy ok. 15:40, zatem mamy dobre 40 minut zapasu. Kupuję bilet co chwilę trwa (system sprzedaży strasznie zamula kasjerce), małe zakupy na drogę i do pociągu.
W Krakowie żegnam się z Michałem i czekam na pociąg do Katowic - ma 30 minut opóźnienia, ale dzięki temu nie czekam zbyt długo na pociąg do Rybnika. W samym pociągu Kraków-Katowice spotykam rowerzystę który też wraca z wyprawy - całkiem miło się gawędzi, nie nudzę się dzięki temu. W domu ląduję krótko przed północą, szybka kąpiel i spać.
Zdjęcia z wyprawy
W Popradzie postój, dalej niestety musimy dosyć mocno gonić - w końcu po 16 jest pociąg. Na szczęście podjazdy mimo że długie to niezbyt męczące, prawie nie używam małej zębatki (raz wrzuciłem). Pogoda bardzo zmienna - co chwilę deszcz, następnie słońce i tak w kółko. Na szczęście mocniejszy deszcz tylko raz.
W Zakopanem jesteśmy ok. 15:40, zatem mamy dobre 40 minut zapasu. Kupuję bilet co chwilę trwa (system sprzedaży strasznie zamula kasjerce), małe zakupy na drogę i do pociągu.
W Krakowie żegnam się z Michałem i czekam na pociąg do Katowic - ma 30 minut opóźnienia, ale dzięki temu nie czekam zbyt długo na pociąg do Rybnika. W samym pociągu Kraków-Katowice spotykam rowerzystę który też wraca z wyprawy - całkiem miło się gawędzi, nie nudzę się dzięki temu. W domu ląduję krótko przed północą, szybka kąpiel i spać.
Zdjęcia z wyprawy