Skrzyczne 2010
Niedziela, 17 października 2010 | dodano:17.10.2010 Kategoria 50-100, Grupowo, Rozrywkowo
- DST: 65.13km
- Teren: 45.00km
- Czas: 06:02
- VAVG 10.80km/h
- VMAX 50.20km/h
- Temp.: 3.0°C
- Kalorie: 1148kcal
- Podjazdy: 2110m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Ugadałem się na drugi w życiu wyjazd z Karmim z Precla. Ostatni był 2 lata temu.
Rano pobudka wcześnie, o 7 wyjazd do Żor. Na Lukoilu spotykam się z Karmim (zdaje się że 2 lata temu miał krótkie włosy), pakujemy rower z niewielkimi problemami na bagażnik i jazda do Wisły. Tam na parkingu na przełęczy Szarcula rozpakowanie, przebranie i jazda w stronę Skrzycznego. Jest chłodno, ok. 4 stopni. Trasa przyjemna, dużo jazdy, mało pchania. Niestety kolega łapie flaka, więc zdejmuje oponę (co nie jest łatwe), wkłada dętkę (ma opony UST), pompuje i jedziemy dalej.
Przyjemnie, niestety widoków zbyt ciekawych nie ma - powyżej ok. 900m wjeżdżamy w chmurę. Nielegalnie przejeżdżamy przez rezerwat Barania Góra, nie wiem dlaczego rowerzyści nie mogą się tą drogą poruszać. Niestety czzuję że nie będzie to mój dzień, nie mylę się :)
W schronisku przerwa na jedzonko i picie, krótki odpoczynek i wio dalej. Niestety jest zimno i mocno wieje, do tego wilgoć - w końcu jedziemy w chmurze. Niestety tutaj mały zonk - Karmi prowadzi, ja się nie wstrącam i nie sprawdzam i zjeżdżamy (ja "zjeżdżam", bo droga po zrywce okrutnie nierówna" nie tym żółtym szlakiem którym mieliśmy zjeżdżać. Zawracamy, ale jako że nie uśmiecha nam się wpychać rowerów starą drogą - wybieramy alternatywę. Trasa nieco dłuższa, ale i w większości przejezdna rowerem, tylko końcówka jest długaśnym podpychem (luźne kamienie, duże nachylenie - nawet Karmi pcha). Wracamy na żółty szlak, jeszcze nieco podpychu no i w końcu trafiamy na zielony, a potem właściwy żółty (który w porównaniu do błędnego jest miejscami autostradą).
Zjazd do Malinki, po drodze mijamy tyły nowej skoczni, a potem podjazd z 480 na 760m do samochodu (znany m. in. z TdP "zameczek"). Tutaj niestety dokumentnie tracę siły, postój ok. kilometr od samochodu, Karmi częstuje żelem. Trochę pomaga, ale dalej nie udaje mi się wjechać do końca, staję raz jeszcze, potem dojeżdżam. 10% na zakończenie tak intensywnego dnia bywa bolesne.
Minimalna temperatura wskazana przez licznik to 0 stopni.
Pizza w Istebnej, podwóz pod dom, relacja, obiad, piwo. Idę chyba spać.
Zdjęcia z wyjazdu (wszystkie 3) są na Picasie - kliknij w linka.
Rano pobudka wcześnie, o 7 wyjazd do Żor. Na Lukoilu spotykam się z Karmim (zdaje się że 2 lata temu miał krótkie włosy), pakujemy rower z niewielkimi problemami na bagażnik i jazda do Wisły. Tam na parkingu na przełęczy Szarcula rozpakowanie, przebranie i jazda w stronę Skrzycznego. Jest chłodno, ok. 4 stopni. Trasa przyjemna, dużo jazdy, mało pchania. Niestety kolega łapie flaka, więc zdejmuje oponę (co nie jest łatwe), wkłada dętkę (ma opony UST), pompuje i jedziemy dalej.
Przyjemnie, niestety widoków zbyt ciekawych nie ma - powyżej ok. 900m wjeżdżamy w chmurę. Nielegalnie przejeżdżamy przez rezerwat Barania Góra, nie wiem dlaczego rowerzyści nie mogą się tą drogą poruszać. Niestety czzuję że nie będzie to mój dzień, nie mylę się :)
W schronisku przerwa na jedzonko i picie, krótki odpoczynek i wio dalej. Niestety jest zimno i mocno wieje, do tego wilgoć - w końcu jedziemy w chmurze. Niestety tutaj mały zonk - Karmi prowadzi, ja się nie wstrącam i nie sprawdzam i zjeżdżamy (ja "zjeżdżam", bo droga po zrywce okrutnie nierówna" nie tym żółtym szlakiem którym mieliśmy zjeżdżać. Zawracamy, ale jako że nie uśmiecha nam się wpychać rowerów starą drogą - wybieramy alternatywę. Trasa nieco dłuższa, ale i w większości przejezdna rowerem, tylko końcówka jest długaśnym podpychem (luźne kamienie, duże nachylenie - nawet Karmi pcha). Wracamy na żółty szlak, jeszcze nieco podpychu no i w końcu trafiamy na zielony, a potem właściwy żółty (który w porównaniu do błędnego jest miejscami autostradą).
Zjazd do Malinki, po drodze mijamy tyły nowej skoczni, a potem podjazd z 480 na 760m do samochodu (znany m. in. z TdP "zameczek"). Tutaj niestety dokumentnie tracę siły, postój ok. kilometr od samochodu, Karmi częstuje żelem. Trochę pomaga, ale dalej nie udaje mi się wjechać do końca, staję raz jeszcze, potem dojeżdżam. 10% na zakończenie tak intensywnego dnia bywa bolesne.
Minimalna temperatura wskazana przez licznik to 0 stopni.
Pizza w Istebnej, podwóz pod dom, relacja, obiad, piwo. Idę chyba spać.
Zdjęcia z wyjazdu (wszystkie 3) są na Picasie - kliknij w linka.