Bałkany - dzień 9
Piątek, 10 lipca 2009 | dodano:14.08.2009
- DST: 138.53km
- Czas: 06:30
- VAVG 21.31km/h
- VMAX 55.50km/h
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Rano śniadanie i z 15-minutowym spóźnieniem spotykamy się z Pawłem.
Podjazd na Prislop bardzo ładny pod względem widokowym. Mijają nas spotkani dzień wcześniej Polacy, z którymi na samej przełęczy zamieniamy parę słów. Spotykamy też Anglika i Amerykanina mieszkających w Łodzi; Amerykanin stwierdza, że to nie do wiary wyjechać tak ciężkimi rowerami, no ale oni lubią przesadzać. Zjeżdżamy po długiej przerwie – widoki znowu piękne, niestety jest pod wiatr a droga jak ser szwajcarski. Uszkodzeniu ulega moja komórka – wyłącza się przy próbie ładowania, a w środku coś lata.
Po drodze do Kaczycy odwiedzamy kościół w Carlibabie, który ciągle jest przyozdabiany malowidłami – artysta akurat w środku malował napis na niby-zwoju.
Urywam drugi raz ekspander, naprawa ponownie przez zawiązanie supełka (sprawdza się).
Do Kaczycy przyjeżdżamy późno, bo ok. 21:40, jest już ciemno. Po krótkich poszukiwaniach trafiamy do Domu Polskiego – rodzaj schroniska turstycznego. Paweł dzwoni do właścicielki, która stwierdza że nie chce się jej przyjść, a klucz jest pod wycieraczką. W samym domu ciekawe napisy, np. o śmieci w umywałki.
Paweł nagrywa długaśne nagranie – jakieś 55 minut, przez ten czas zdążyłem wypić piwo.
Podjazd na Prislop bardzo ładny pod względem widokowym. Mijają nas spotkani dzień wcześniej Polacy, z którymi na samej przełęczy zamieniamy parę słów. Spotykamy też Anglika i Amerykanina mieszkających w Łodzi; Amerykanin stwierdza, że to nie do wiary wyjechać tak ciężkimi rowerami, no ale oni lubią przesadzać. Zjeżdżamy po długiej przerwie – widoki znowu piękne, niestety jest pod wiatr a droga jak ser szwajcarski. Uszkodzeniu ulega moja komórka – wyłącza się przy próbie ładowania, a w środku coś lata.
Po drodze do Kaczycy odwiedzamy kościół w Carlibabie, który ciągle jest przyozdabiany malowidłami – artysta akurat w środku malował napis na niby-zwoju.
Urywam drugi raz ekspander, naprawa ponownie przez zawiązanie supełka (sprawdza się).
Do Kaczycy przyjeżdżamy późno, bo ok. 21:40, jest już ciemno. Po krótkich poszukiwaniach trafiamy do Domu Polskiego – rodzaj schroniska turstycznego. Paweł dzwoni do właścicielki, która stwierdza że nie chce się jej przyjść, a klucz jest pod wycieraczką. W samym domu ciekawe napisy, np. o śmieci w umywałki.
Paweł nagrywa długaśne nagranie – jakieś 55 minut, przez ten czas zdążyłem wypić piwo.