Bałkany - dzień 30
Piątek, 31 lipca 2009 | dodano:14.08.2009
- DST: 123.17km
- Czas: 05:48
- VAVG 21.24km/h
- VMAX 54.61km/h
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Pobudka bardzo szybko, zbieramy się ekspresowo (namiot suchy) i pod sklepem odwiedzonym wczoraj jemy śniadanie. Jedziemy w kierunku Nikisicia, na dzień dobry podjazd za podjazdem – mocno męczące, tym bardziej że w ogóle nie natrafiamy na sklepy – droga idzie w przysłowiowej czarnej d*pie. Po drodze zwiedzamy monastyr (prawdopodobnie obronny, przynajmniej częściowo – w okolicy głównych drzwi okienka wąziutkie), w którym Marek zamienia kilka słów z bratem. Robimy zdjęcia, oglądamy i jazda.
W końcu po ok. 40 km znajdujemy sklep, w którym kupujemy jedzenie (chleb, pomidory słodycze) i jemy – miły pan sprzedawca dał nam nawet deskę do krojenia i talerzyk na pomidory.
W Nikisiciu postój na lody. Ucinam sobie krótką drzemkę, podczas której podjeżdża do nas grupka miejscowych kolarzy – zamieniamy kilka zdań i niestety musimy jechać dalej. Jeden z nich ma ciekawy sprzęt – Merida na ramie z magnezu. Ciekawe jak się na tym jeździ...
Do Podgoricy mamy głównie z górki, aczkolwiek zaczynamy od podjazdu. Przy przydrożnym kranie myjemy się i robimy pranie, nieco dalej w markecie robimy zakupy. Czas szukać miejscówki – nie udaje się na gospodarza mimo 3 prób, w końcu nocujemy między drogą krajową a lotniskiem, znowu koło dzikiego wysypiska śmieci.
W nocy przeokrutnie gorąco.
W końcu po ok. 40 km znajdujemy sklep, w którym kupujemy jedzenie (chleb, pomidory słodycze) i jemy – miły pan sprzedawca dał nam nawet deskę do krojenia i talerzyk na pomidory.
W Nikisiciu postój na lody. Ucinam sobie krótką drzemkę, podczas której podjeżdża do nas grupka miejscowych kolarzy – zamieniamy kilka zdań i niestety musimy jechać dalej. Jeden z nich ma ciekawy sprzęt – Merida na ramie z magnezu. Ciekawe jak się na tym jeździ...
Do Podgoricy mamy głównie z górki, aczkolwiek zaczynamy od podjazdu. Przy przydrożnym kranie myjemy się i robimy pranie, nieco dalej w markecie robimy zakupy. Czas szukać miejscówki – nie udaje się na gospodarza mimo 3 prób, w końcu nocujemy między drogą krajową a lotniskiem, znowu koło dzikiego wysypiska śmieci.
W nocy przeokrutnie gorąco.