Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2009
Dystans całkowity: | 1567.32 km (w terenie 93.00 km; 5.93%) |
Czas w ruchu: | 73:48 |
Średnia prędkość: | 21.24 km/h |
Maksymalna prędkość: | 78.83 km/h |
Suma podjazdów: | 1127 m |
Liczba aktywności: | 24 |
Średnio na aktywność: | 65.30 km i 3h 04m |
Więcej statystyk |
Bałkany - dzień 34
Wtorek, 4 sierpnia 2009 | dodano:14.08.2009
- DST: 78.88km
- Czas: 04:22
- VAVG 18.06km/h
- VMAX 51.96km/h
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wstajemy przed 6, stwierdzam że materac ma gdzieś dziurę i ucieka mi powietrze – trudno. Marek przy chęci wyjazdu za to stwierdza, że obie opony ma dziurawe – wymieniamy dętki i jazda dalej. Po 5 km zauważam, że tylna opona kolegi flaczeje – okazuje się że na samiutkim środku Marathona przebił malutki cierń. Zakładamy moją zapasową dętkę i jedziemy.
Straszliwie ciepło i parno.
W Splicie jesteśmy ok. 12:30, orientujemy się jak jedzie pociąg – okazuje się że jest tylko nocny do Zagrzebia – decydujemy, że już ewakuujemy się do Polski, nie ma co dalej jechać na siłę. Dla zabicia czasu siedzimy na stacji, jeździmy po mieście, jemy pizzę i znowu siedzimy na stacji. Do pociągu wsiadamy ok. 21:30.
Split okazuje się ładnym miastem podobnym do jakiegoś San Francisco – dużo pagórków, bardzo dużo Polaków, bardzo dużo łamania przepisów ruchu drogowego (przeze mnie oczywiście).
Straszliwie ciepło i parno.
W Splicie jesteśmy ok. 12:30, orientujemy się jak jedzie pociąg – okazuje się że jest tylko nocny do Zagrzebia – decydujemy, że już ewakuujemy się do Polski, nie ma co dalej jechać na siłę. Dla zabicia czasu siedzimy na stacji, jeździmy po mieście, jemy pizzę i znowu siedzimy na stacji. Do pociągu wsiadamy ok. 21:30.
Split okazuje się ładnym miastem podobnym do jakiegoś San Francisco – dużo pagórków, bardzo dużo Polaków, bardzo dużo łamania przepisów ruchu drogowego (przeze mnie oczywiście).
Bałkany - dzień 33
Poniedziałek, 3 sierpnia 2009 | dodano:14.08.2009
- DST: 151.33km
- Czas: 07:11
- VAVG 21.07km/h
- VMAX 68.13km/h
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Dzień bardzo intensywny. Wyjeżdżamy o 8:30, jedziemy Jadrańską z bardzo krótkimi postojami.
Tego dnia przejeżdżamy wybrzeże Bośni – ja zatrzymuję się 3 razy – na zdjęcie, na światłach i na kontrolę graniczną, która nawiasem mówiąc przebiegała z prędkością około 5 km/h.
Nocujemy w krzaczorach za Makarską.
Tego dnia przejeżdżamy wybrzeże Bośni – ja zatrzymuję się 3 razy – na zdjęcie, na światłach i na kontrolę graniczną, która nawiasem mówiąc przebiegała z prędkością około 5 km/h.
Nocujemy w krzaczorach za Makarską.
Bałkany - dzień 32
Niedziela, 2 sierpnia 2009 | dodano:14.08.2009
- DST: 121.82km
- Czas: 05:58
- VAVG 20.42km/h
- VMAX 54.13km/h
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Rano pobudka o 6:30 i wyjazd o 9 – raczej kiepsko biorąc pod uwagę to, że spaliśmy na kwaterze. Do Kotoru dojeżdżamy przez bardzo ładny, oświetlony tunel. Cały czas strasznie gorąco i parno.
Wyjeżdżamy z tunelu i pierwsze co mi się rzuca w oczy to mnóstwo jakiegoś pyłu, który kłuje w oczy na tyle, że muszę założyć okulary. Jedziemy naokoło zatoki do Hercegu – bardzo ładne widoki, ale zaczyna się to, co będzie nas męczyło przez najbliższe dni – droga typu góra-dół.
Po drodze postój na stacji benzynowej. Marek szuka WC, którego chyba nie było. Ja zacząłem bawić się korbą na tyle głupio, że zrobiłem sobie zębem dziurę w palcu – wlazł mi między tarczę a przerzutkę. Czułem się jakbym miał zaraz zejść, na szczęście po krótkim posiedzeniu pod ścianą wracam do siebie.
W Hercegu jemy pizzę i jedziemy pod granicę z Chorwacją – oczywiście jest podjazd. Pierwszy posterunek mijamy natychmiastowo, na drugim niestety musimy nieco czekać – akurat sprawdzali jakiś samochód i się przedłużało. Pocieszamy się tym, że ci z drugiej strony mają gorzej – ogonek na co najmniej kilometr.
Kończy nam się woda, a z zaopatrzeniem kiepsko – nie namierzyliśmy dalej bankomatu ani kantoru. W końcu na stacji kupujemy coś do picia, a w Lidlu przed Dubrownikiem robimy większe zakupy. Pod sklepem spotykamy Polaków ze Słupska i skądś na Śląsku. Nocleg za Dubrownikiem – 15 euro/osoba. Cóż, wybrzeże...
Wyjeżdżamy z tunelu i pierwsze co mi się rzuca w oczy to mnóstwo jakiegoś pyłu, który kłuje w oczy na tyle, że muszę założyć okulary. Jedziemy naokoło zatoki do Hercegu – bardzo ładne widoki, ale zaczyna się to, co będzie nas męczyło przez najbliższe dni – droga typu góra-dół.
Po drodze postój na stacji benzynowej. Marek szuka WC, którego chyba nie było. Ja zacząłem bawić się korbą na tyle głupio, że zrobiłem sobie zębem dziurę w palcu – wlazł mi między tarczę a przerzutkę. Czułem się jakbym miał zaraz zejść, na szczęście po krótkim posiedzeniu pod ścianą wracam do siebie.
W Hercegu jemy pizzę i jedziemy pod granicę z Chorwacją – oczywiście jest podjazd. Pierwszy posterunek mijamy natychmiastowo, na drugim niestety musimy nieco czekać – akurat sprawdzali jakiś samochód i się przedłużało. Pocieszamy się tym, że ci z drugiej strony mają gorzej – ogonek na co najmniej kilometr.
Kończy nam się woda, a z zaopatrzeniem kiepsko – nie namierzyliśmy dalej bankomatu ani kantoru. W końcu na stacji kupujemy coś do picia, a w Lidlu przed Dubrownikiem robimy większe zakupy. Pod sklepem spotykamy Polaków ze Słupska i skądś na Śląsku. Nocleg za Dubrownikiem – 15 euro/osoba. Cóż, wybrzeże...
Bałkany - dzień 31
Sobota, 1 sierpnia 2009 | dodano:14.08.2009
- DST: 92.43km
- Czas: 04:52
- VAVG 18.99km/h
- VMAX 55.10km/h
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Szybka pobudka i zbiórka – wieczorem chodzili jacyś ludzie, nie chcemy mieć żadnych nieprzyjemności. Na początku tempo mamy znakomite – 20 km ze średnią 26, a więc przelotowa w okolicach 30 km/h.
W Virpazarze skręcamy w tunel, który okazuje się płatny – może jednak przepuszczą? Pierwszy tunel – ok. 600m – jest zakaz jazdy rowerów, ale po lewej stronie – w Polsce by nie obowiązywał, uznaję że tutaj jest tak samo. Za tunelem podjazd i punkt opłat, na którym jednak nas nie przepuszczają „bo nie”. Kierownik próbuje nam złapać stopa, ale niestety się nie udaje. Rezygnujemy z przejazdu tunelem i ogólnie odwiedzenia Baru – nie chcemy mieć nieprzyjemności z policją, bo ominięcie bramek byłoby dziecinnie proste.
Skręcamy zatem na serpentyny, które przywiodą nas nad wybrzeże. Za Petrovacem spotykamy starszego rowerzystę z Włoch – jechał do Baru na prom, który miał za jakieś 2.5 godziny i 30 km – pewnie zdążył.
Upał staje się powoli nieznośny, stajemy pod sklepem przed Budvą na lody. Szukamy już miejscówki, ale ceny wysokie – 15 euro/osoba, kemping za 6. Jedziemy dalej z nadzieją na tańszy nocleg i nie zawodzimy się – 7 euro/osoba w podstawowych, ale wystarczających warunkach.
W Virpazarze skręcamy w tunel, który okazuje się płatny – może jednak przepuszczą? Pierwszy tunel – ok. 600m – jest zakaz jazdy rowerów, ale po lewej stronie – w Polsce by nie obowiązywał, uznaję że tutaj jest tak samo. Za tunelem podjazd i punkt opłat, na którym jednak nas nie przepuszczają „bo nie”. Kierownik próbuje nam złapać stopa, ale niestety się nie udaje. Rezygnujemy z przejazdu tunelem i ogólnie odwiedzenia Baru – nie chcemy mieć nieprzyjemności z policją, bo ominięcie bramek byłoby dziecinnie proste.
Skręcamy zatem na serpentyny, które przywiodą nas nad wybrzeże. Za Petrovacem spotykamy starszego rowerzystę z Włoch – jechał do Baru na prom, który miał za jakieś 2.5 godziny i 30 km – pewnie zdążył.
Upał staje się powoli nieznośny, stajemy pod sklepem przed Budvą na lody. Szukamy już miejscówki, ale ceny wysokie – 15 euro/osoba, kemping za 6. Jedziemy dalej z nadzieją na tańszy nocleg i nie zawodzimy się – 7 euro/osoba w podstawowych, ale wystarczających warunkach.