Wpisy archiwalne w kategorii
Rozrywkowo
Dystans całkowity: | 7055.75 km (w terenie 205.00 km; 2.91%) |
Czas w ruchu: | 334:01 |
Średnia prędkość: | 21.12 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.80 km/h |
Suma podjazdów: | 61813 m |
Maks. tętno maksymalne: | 171 (87 %) |
Maks. tętno średnie: | 146 (74 %) |
Suma kalorii: | 126827 kcal |
Liczba aktywności: | 100 |
Średnio na aktywność: | 70.56 km i 3h 20m |
Więcej statystyk |
Katowice
Piątek, 5 listopada 2010 | dodano:05.11.2010 Kategoria Samotnie, Rozrywkowo, 50-100
- DST: 93.15km
- Czas: 03:46
- VAVG 24.73km/h
- VMAX 51.50km/h
- Temp.: 16.0°C
- Kalorie: 1671kcal
- Podjazdy: 750m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Po lampkę z reklamacji. Póki co działa, ale zobaczymy, wada się ujawniała po pewnym czasie dopiero.
"Tam" średnio miałem niecałe 30 km/h średnio, niech żyje halny :) Powrót oczywiście o wiele gorzej. I do tego baterie siadły. Nawet cola nie pomogła.
"Tam" średnio miałem niecałe 30 km/h średnio, niech żyje halny :) Powrót oczywiście o wiele gorzej. I do tego baterie siadły. Nawet cola nie pomogła.
Skrzyczne 2010
Niedziela, 17 października 2010 | dodano:17.10.2010 Kategoria 50-100, Grupowo, Rozrywkowo
- DST: 65.13km
- Teren: 45.00km
- Czas: 06:02
- VAVG 10.80km/h
- VMAX 50.20km/h
- Temp.: 3.0°C
- Kalorie: 1148kcal
- Podjazdy: 2110m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Ugadałem się na drugi w życiu wyjazd z Karmim z Precla. Ostatni był 2 lata temu.
Rano pobudka wcześnie, o 7 wyjazd do Żor. Na Lukoilu spotykam się z Karmim (zdaje się że 2 lata temu miał krótkie włosy), pakujemy rower z niewielkimi problemami na bagażnik i jazda do Wisły. Tam na parkingu na przełęczy Szarcula rozpakowanie, przebranie i jazda w stronę Skrzycznego. Jest chłodno, ok. 4 stopni. Trasa przyjemna, dużo jazdy, mało pchania. Niestety kolega łapie flaka, więc zdejmuje oponę (co nie jest łatwe), wkłada dętkę (ma opony UST), pompuje i jedziemy dalej.
Przyjemnie, niestety widoków zbyt ciekawych nie ma - powyżej ok. 900m wjeżdżamy w chmurę. Nielegalnie przejeżdżamy przez rezerwat Barania Góra, nie wiem dlaczego rowerzyści nie mogą się tą drogą poruszać. Niestety czzuję że nie będzie to mój dzień, nie mylę się :)
W schronisku przerwa na jedzonko i picie, krótki odpoczynek i wio dalej. Niestety jest zimno i mocno wieje, do tego wilgoć - w końcu jedziemy w chmurze. Niestety tutaj mały zonk - Karmi prowadzi, ja się nie wstrącam i nie sprawdzam i zjeżdżamy (ja "zjeżdżam", bo droga po zrywce okrutnie nierówna" nie tym żółtym szlakiem którym mieliśmy zjeżdżać. Zawracamy, ale jako że nie uśmiecha nam się wpychać rowerów starą drogą - wybieramy alternatywę. Trasa nieco dłuższa, ale i w większości przejezdna rowerem, tylko końcówka jest długaśnym podpychem (luźne kamienie, duże nachylenie - nawet Karmi pcha). Wracamy na żółty szlak, jeszcze nieco podpychu no i w końcu trafiamy na zielony, a potem właściwy żółty (który w porównaniu do błędnego jest miejscami autostradą).
Zjazd do Malinki, po drodze mijamy tyły nowej skoczni, a potem podjazd z 480 na 760m do samochodu (znany m. in. z TdP "zameczek"). Tutaj niestety dokumentnie tracę siły, postój ok. kilometr od samochodu, Karmi częstuje żelem. Trochę pomaga, ale dalej nie udaje mi się wjechać do końca, staję raz jeszcze, potem dojeżdżam. 10% na zakończenie tak intensywnego dnia bywa bolesne.
Minimalna temperatura wskazana przez licznik to 0 stopni.
Pizza w Istebnej, podwóz pod dom, relacja, obiad, piwo. Idę chyba spać.
Zdjęcia z wyjazdu (wszystkie 3) są na Picasie - kliknij w linka.
Rano pobudka wcześnie, o 7 wyjazd do Żor. Na Lukoilu spotykam się z Karmim (zdaje się że 2 lata temu miał krótkie włosy), pakujemy rower z niewielkimi problemami na bagażnik i jazda do Wisły. Tam na parkingu na przełęczy Szarcula rozpakowanie, przebranie i jazda w stronę Skrzycznego. Jest chłodno, ok. 4 stopni. Trasa przyjemna, dużo jazdy, mało pchania. Niestety kolega łapie flaka, więc zdejmuje oponę (co nie jest łatwe), wkłada dętkę (ma opony UST), pompuje i jedziemy dalej.
Przyjemnie, niestety widoków zbyt ciekawych nie ma - powyżej ok. 900m wjeżdżamy w chmurę. Nielegalnie przejeżdżamy przez rezerwat Barania Góra, nie wiem dlaczego rowerzyści nie mogą się tą drogą poruszać. Niestety czzuję że nie będzie to mój dzień, nie mylę się :)
W schronisku przerwa na jedzonko i picie, krótki odpoczynek i wio dalej. Niestety jest zimno i mocno wieje, do tego wilgoć - w końcu jedziemy w chmurze. Niestety tutaj mały zonk - Karmi prowadzi, ja się nie wstrącam i nie sprawdzam i zjeżdżamy (ja "zjeżdżam", bo droga po zrywce okrutnie nierówna" nie tym żółtym szlakiem którym mieliśmy zjeżdżać. Zawracamy, ale jako że nie uśmiecha nam się wpychać rowerów starą drogą - wybieramy alternatywę. Trasa nieco dłuższa, ale i w większości przejezdna rowerem, tylko końcówka jest długaśnym podpychem (luźne kamienie, duże nachylenie - nawet Karmi pcha). Wracamy na żółty szlak, jeszcze nieco podpychu no i w końcu trafiamy na zielony, a potem właściwy żółty (który w porównaniu do błędnego jest miejscami autostradą).
Zjazd do Malinki, po drodze mijamy tyły nowej skoczni, a potem podjazd z 480 na 760m do samochodu (znany m. in. z TdP "zameczek"). Tutaj niestety dokumentnie tracę siły, postój ok. kilometr od samochodu, Karmi częstuje żelem. Trochę pomaga, ale dalej nie udaje mi się wjechać do końca, staję raz jeszcze, potem dojeżdżam. 10% na zakończenie tak intensywnego dnia bywa bolesne.
Minimalna temperatura wskazana przez licznik to 0 stopni.
Pizza w Istebnej, podwóz pod dom, relacja, obiad, piwo. Idę chyba spać.
Zdjęcia z wyjazdu (wszystkie 3) są na Picasie - kliknij w linka.
objazdówka
Sobota, 16 października 2010 | dodano:16.10.2010 Kategoria <50, Rozrywkowo, Samotnie
- DST: 20.08km
- Teren: 3.00km
- Czas: 00:56
- VAVG 21.51km/h
- VMAX 37.80km/h
- Temp.: 8.0°C
- Kalorie: 350kcal
- Podjazdy: 150m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Miałem obejrzeć autostradę, zamiast tego obejrzałem rybnickie drogi dla rowerów. Namierzyłem nową, wybudowana oczywiście niezgodnie z prawem. No cóż...
Las
Sobota, 2 października 2010 | dodano:02.10.2010 Kategoria Samotnie, Rozrywkowo, <50
- DST: 29.08km
- Teren: 15.00km
- Czas: 01:21
- VAVG 21.54km/h
- VMAX 39.70km/h
- Temp.: 13.0°C
- Kalorie: 498kcal
- Podjazdy: 170m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Zobaczyć postępy przy budowie autostrady. Stwierdzam że są znaczne, może się wyrobią?
Dzień Bez Samochodu + zaległe
Piątek, 24 września 2010 | dodano:24.09.2010 Kategoria <50, Rozrywkowo, Samotnie
- DST: 26.43km
- Czas: 01:06
- VAVG 24.03km/h
- VMAX 43.00km/h
- Temp.: 19.0°C
- Kalorie: 486kcal
- Podjazdy: 200m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
W ramach dnia bez samochodu udałem się pod starostwo, gdzie rozdawali gratisy - mapka rowerowa czy opaski odblaskowe. Można było przejechać się na rowerze ze wspomaganiem elektrycznym - ciekawa sprawa nawet, szkoda że 10 kilo cięższe od zwykłego roweru i do tego kosztuje prawie 4000 zł...
zbiorczo
Środa, 22 września 2010 | dodano:22.09.2010 Kategoria <50, Rozrywkowo, Samotnie
- DST: 49.01km
- Czas: 02:00
- VAVG 24.50km/h
- VMAX 39.70km/h
- Kalorie: 890kcal
- Podjazdy: 200m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Z ostatniego tygodnia zbiorczo.
Katowice
Wtorek, 7 września 2010 | dodano:07.09.2010 Kategoria >100, Rozrywkowo, Samotnie
- DST: 106.25km
- Czas: 04:08
- VAVG 25.71km/h
- VMAX 54.10km/h
- Temp.: 13.0°C
- Kalorie: 1955kcal
- Podjazdy: 450m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Do Katowic po lampkę Mactronica, a potem Brickstona odwiedzić. Mieszkanie tym razem ma ogromne :)
Zimno okrutnie. Jutro pewnie będę chory.
Przewyższenia nieco "na pałę" wpisane - jak wchodziłem do biurowca wyłączyłem GPSa, po ponownym włączeniu zafiksował wysokość jako prawie 500m - o co najmniej 200 za dużo. Nie wiem czy to się wliczyło do sumy przewyższeń, ale zakładam że tak.
Zimno okrutnie. Jutro pewnie będę chory.
Przewyższenia nieco "na pałę" wpisane - jak wchodziłem do biurowca wyłączyłem GPSa, po ponownym włączeniu zafiksował wysokość jako prawie 500m - o co najmniej 200 za dużo. Nie wiem czy to się wliczyło do sumy przewyższeń, ale zakładam że tak.
Praded - mój własny Imagis
Poniedziałek, 23 sierpnia 2010 | dodano:23.08.2010 Kategoria >200, Rozrywkowo, Samotnie
- DST: 250.57km
- Teren: 2.00km
- Czas: 11:47
- VAVG 21.26km/h
- VMAX 68.10km/h
- Temp.: 24.0°C
- Kalorie: 4718kcal
- Podjazdy: 3414m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Jako że chłopaki (i nie tylko) napierali od soboty w 1008 Tour (dawny Imagis) postanowiłem pojechać dłuższą trasę i ja. W założeniu miało być 300 km, niestety z paru względów nie wyszło.
Trasa wyglądała tak:
Wyjazd przed 6 rano, mogłem obejrzeć ładny wschód słońca. Początek niezły, bez zapowiadanego wiatru, szybko dojeżdżam do Czech, robię postój w Hlucinie na rogaliki i pączka. Niestety już zaczyna dosyć mocno wiać z południowego zachodu, do Opavy więc mam wiatr boczny, dalej głównie boczno-przedni, przeszkadza to w jeździe bardzo.
Opava - całkiem ładne miasto, niezła infrastruktura rowerowa - że u nas nie umieją wydzielić pasa z jezdni... Dużo miejsca to nie zajmuje, a działa znakomicie.
Tracę szybko siły, zatem następny postój już w Bilcicach, ponownie pączki, do tego banany - niestety nie do końca dojrzałe ale dało się zjeść. Dalsza jazda to standardowe dla Czechów pagórki, niektóre dosyć mocno nachylone i męczące. Robię kilka postojów dla odsapnięcia.
U stóp Pradeda jestem w miarę szybko, postanawiam wjechać od razu bez zatrzymywania się na posiłek. To był wielki błąd, jazda idzie bardzo ciężko, przerwy co 30-50m. W Ovcarni (koniec lasu, parking i restauracje) kupuję w automacie Colę - 0.5l za 30 koron (ok. 5 zł) to sporo, niemniej wiem że potrzebuję jakiegoś zastrzyku sacharozy.
Cola pomaga, koniec podjazdu szybciutki, pewnie też dlatego że mniej nachylony. Fotki na szczycie i szybki zjazd. Warto nadmienić że panuje tam spory ruch turystyczny - można podjechać autobusem do Ovcarni, później jest tylko kilka kilometrów asfaltowego podejścia, można nawet wypożyczyć hulajnogę roweropodobną, na której później komfortowo da się zjechać ze szczytu.
Po zjeździe postój w Karlovej Studance, wcześniej wysłałem SMSy do 2 kolegów z zapytaniem o pociąg, gdyż byłem dosyć mocno do tyłu z czasem (zakładałem pesymistycznie że o 14 będę na szczycie, a byłem po 15). Niestety pociągów brak, zatem jadę na rowerze w stronę Raciborza, a później (w założeniu) Rybnika.
Niedługo po minięciu granicy z Polską zaczyna jednak padać, a ja nie wziąłem nic od deszczu (chociaż i tak niewiele by to pomogło). Jakieś 25km przed Raciborzem dzwonię zatem do rodziców - na szczęście już przyjechali ze wczasów i do Raciborza podjeżdża po mnie matka. Samochodem wracam do domu.
Wyjazd w miarę udany, niestety wszystko popsuł silny wiatr i padający deszcz (a pod koniec jazdy - obie rzeczy naraz, a w efekcie deszcz padający prawie poziomo). Suma podjazdów wyszła też całkiem fajna - zdaje się że pobiłem moje oba rekordy (odległości i przewyższenia).
Trasa wyglądała tak:
Wyjazd przed 6 rano, mogłem obejrzeć ładny wschód słońca. Początek niezły, bez zapowiadanego wiatru, szybko dojeżdżam do Czech, robię postój w Hlucinie na rogaliki i pączka. Niestety już zaczyna dosyć mocno wiać z południowego zachodu, do Opavy więc mam wiatr boczny, dalej głównie boczno-przedni, przeszkadza to w jeździe bardzo.
Opava - całkiem ładne miasto, niezła infrastruktura rowerowa - że u nas nie umieją wydzielić pasa z jezdni... Dużo miejsca to nie zajmuje, a działa znakomicie.
Tracę szybko siły, zatem następny postój już w Bilcicach, ponownie pączki, do tego banany - niestety nie do końca dojrzałe ale dało się zjeść. Dalsza jazda to standardowe dla Czechów pagórki, niektóre dosyć mocno nachylone i męczące. Robię kilka postojów dla odsapnięcia.
U stóp Pradeda jestem w miarę szybko, postanawiam wjechać od razu bez zatrzymywania się na posiłek. To był wielki błąd, jazda idzie bardzo ciężko, przerwy co 30-50m. W Ovcarni (koniec lasu, parking i restauracje) kupuję w automacie Colę - 0.5l za 30 koron (ok. 5 zł) to sporo, niemniej wiem że potrzebuję jakiegoś zastrzyku sacharozy.
Cola pomaga, koniec podjazdu szybciutki, pewnie też dlatego że mniej nachylony. Fotki na szczycie i szybki zjazd. Warto nadmienić że panuje tam spory ruch turystyczny - można podjechać autobusem do Ovcarni, później jest tylko kilka kilometrów asfaltowego podejścia, można nawet wypożyczyć hulajnogę roweropodobną, na której później komfortowo da się zjechać ze szczytu.
Po zjeździe postój w Karlovej Studance, wcześniej wysłałem SMSy do 2 kolegów z zapytaniem o pociąg, gdyż byłem dosyć mocno do tyłu z czasem (zakładałem pesymistycznie że o 14 będę na szczycie, a byłem po 15). Niestety pociągów brak, zatem jadę na rowerze w stronę Raciborza, a później (w założeniu) Rybnika.
Niedługo po minięciu granicy z Polską zaczyna jednak padać, a ja nie wziąłem nic od deszczu (chociaż i tak niewiele by to pomogło). Jakieś 25km przed Raciborzem dzwonię zatem do rodziców - na szczęście już przyjechali ze wczasów i do Raciborza podjeżdża po mnie matka. Samochodem wracam do domu.
Wyjazd w miarę udany, niestety wszystko popsuł silny wiatr i padający deszcz (a pod koniec jazdy - obie rzeczy naraz, a w efekcie deszcz padający prawie poziomo). Suma podjazdów wyszła też całkiem fajna - zdaje się że pobiłem moje oba rekordy (odległości i przewyższenia).
Park&Ride; Rudyszwałd© MadMan
Infrastruktura rowerowa Opava© MadMan
Przeciwnik na horyzoncie© MadMan
Praded© MadMan
Victory!© MadMan
Łącko-Kraków
Niedziela, 8 sierpnia 2010 | dodano:09.08.2010 Kategoria >100, Grupowo, Rozrywkowo
- DST: 101.14km
- Czas: 03:56
- VAVG 25.71km/h
- VMAX 72.80km/h
- Temp.: 20.0°C
- Kalorie: 1911kcal
- Podjazdy: 950m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
No cóż, maraton się skończył, a dojazdu do domu nie miałem, zatem drugi nocleg u znajomego (dzięki QSi!). Następnego dnia postanowiłem dojechać do Krakowa i stamtąd pociągiem do domu - jakoś nie miałem natchnienia całej trasy powrotnej robić rowerem.
W trasę ze mną zabrał się QSi, chciał rozjechać poprzedni dzień no i nieco sobie też pojeździć. Jechałem z nim aż do Świątnik Górnych. Po drodze na postoju sprawdziłem rozkład PKP - okazało się że miałem wcześniejszy pociąg, o 12:40 - początkowo chciałem jechać o 14:20, ale jazda dobrze szła, stwierdziłem że może zdążę, zatem podgoniliśmy nieco.
Od Świątnik w zasadzie były 2 małe podjazdy, w samym Krakowie niestety przyhamowała mnie nieco sygnalizacja i na stację Kraków Łobzów wszedłem 2 minuty przed pociągiem. Na szczęście nie było kasy i mogłem kupić bez dopłat bilet u konduktora. Przy okazji była mała sprzeczka, bo chciał wypisać bilet na rower za 5 zł, na szczęście miałem stary bilet i sprawa została wyjaśniona. A byłoby niewesoło bo w portfelu miałem 14 zł, bilet na mnie zaś kosztował 12.
W trasę ze mną zabrał się QSi, chciał rozjechać poprzedni dzień no i nieco sobie też pojeździć. Jechałem z nim aż do Świątnik Górnych. Po drodze na postoju sprawdziłem rozkład PKP - okazało się że miałem wcześniejszy pociąg, o 12:40 - początkowo chciałem jechać o 14:20, ale jazda dobrze szła, stwierdziłem że może zdążę, zatem podgoniliśmy nieco.
Od Świątnik w zasadzie były 2 małe podjazdy, w samym Krakowie niestety przyhamowała mnie nieco sygnalizacja i na stację Kraków Łobzów wszedłem 2 minuty przed pociągiem. Na szczęście nie było kasy i mogłem kupić bez dopłat bilet u konduktora. Przy okazji była mała sprzeczka, bo chciał wypisać bilet na rower za 5 zł, na szczęście miałem stary bilet i sprawa została wyjaśniona. A byłoby niewesoło bo w portfelu miałem 14 zł, bilet na mnie zaś kosztował 12.
II Karpacki Maraton Rowerowy
Sobota, 7 sierpnia 2010 | dodano:09.08.2010 Kategoria 50-100, Grupowo, Rozrywkowo
- DST: 72.26km
- Czas: 03:03
- VAVG 23.69km/h
- VMAX 64.90km/h
- Temp.: 25.0°C
- Kalorie: 1372kcal
- Podjazdy: 1020m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Rano pakujemy się w busa, ja oczywiście na foteliku Hamax jadę z tyłu.
Wynik jak na mnie standardowy - 192 minuty (lider miał 149), miejsce w kategorii wiekowej - 13 na 14, w Open 42 na 61. Zadowolony jestem przeciętnie - celowałem w 180 minut, ale okazało się że forma niestety uciekła i nie byłem w pełnej dyspozycji. Do tego trasa obfitowała w "ścianki" - niezbyt długie (np. 100m w górę), niemniej okrutnie strome, a ja ciągle mam problemy z przednią przerzutką, która niechętnie mi na małą zmienia - łańcuch spadł mi 2 razy i dawałem z buta. No a na płaskich i opadających odcinkach niestety mocny nie jestem.
Sam maraton zorganizowany IMO nierówno - system pomiaru czasu bardzo ciekawy (na koniec dostaje się wydruk z międzyczasami), natomiast trasa oznakowana bardzo kiepsko, ludzie często się gubili, na 2 sektorze miałem czas lepszy niż czołówka :)
Po maratonie w Łącku jedziemy jeszcze samochodem obejrzeć premię górską TdP. Niestety po przyjeździe najpierw mogliśmy podziwiać plecy ucieczki :) Reszta dojechała za jakieś 5 minut. Ciekawe wydarzenie, kibice nawet dopisali.
Wynik jak na mnie standardowy - 192 minuty (lider miał 149), miejsce w kategorii wiekowej - 13 na 14, w Open 42 na 61. Zadowolony jestem przeciętnie - celowałem w 180 minut, ale okazało się że forma niestety uciekła i nie byłem w pełnej dyspozycji. Do tego trasa obfitowała w "ścianki" - niezbyt długie (np. 100m w górę), niemniej okrutnie strome, a ja ciągle mam problemy z przednią przerzutką, która niechętnie mi na małą zmienia - łańcuch spadł mi 2 razy i dawałem z buta. No a na płaskich i opadających odcinkach niestety mocny nie jestem.
Sam maraton zorganizowany IMO nierówno - system pomiaru czasu bardzo ciekawy (na koniec dostaje się wydruk z międzyczasami), natomiast trasa oznakowana bardzo kiepsko, ludzie często się gubili, na 2 sektorze miałem czas lepszy niż czołówka :)
Po maratonie w Łącku jedziemy jeszcze samochodem obejrzeć premię górską TdP. Niestety po przyjeździe najpierw mogliśmy podziwiać plecy ucieczki :) Reszta dojechała za jakieś 5 minut. Ciekawe wydarzenie, kibice nawet dopisali.
Miki się pakuje© MadMan
Tour de Pologne 2010 - premia górska© MadMan