Wpisy archiwalne w kategorii
>100
Dystans całkowity: | 3452.00 km (w terenie 16.00 km; 0.46%) |
Czas w ruchu: | 158:51 |
Średnia prędkość: | 21.73 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.70 km/h |
Suma podjazdów: | 28719 m |
Maks. tętno maksymalne: | 171 (87 %) |
Maks. tętno średnie: | 146 (74 %) |
Suma kalorii: | 62588 kcal |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 127.85 km i 5h 53m |
Więcej statystyk |
Słowacki Raj i okolice
Piątek, 10 czerwca 2011 | dodano:14.06.2011 Kategoria >100, Grupowo, Rozrywkowo
- DST: 152.77km
- Czas: 08:11
- VAVG 18.67km/h
- VMAX 62.20km/h
- Temp.: 16.0°C
- Kalorie: 2905kcal
- Podjazdy: 2357m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Jako że miałem 3 dni wolnego pod rząd, a kolega Marek K. akurat objeżdżał Słowację - zgodziłem się poobjeżdżać z nim. Z początkowego planu mało zostało jak zwykle - miała być większa pętla, skończyło się na 2 mniejszych.
5 rano - rower do auta i wyjeżdżam do Telgartu. Podróż upłynęła w miarę szybko, w Polsce jechało się źle, na Słowacji fajnie bo pusto. Na miejsce przybywam koło 10:00, składam rower i jedziemy.
Pętelkę zaczynamy przejazdem przez niedużą przełęcz Kopanec (987m, a zaczęliśmy podjazd w okolicy 825m), po czym zjeżdżamy długim i przyjemnym zjazdem do Hrabusic, gdzie robimy postój na jedzenie. Następnym celem jest Levocza - zwiedzamy ryneczek, rezygnujemy ze zwiedzania kościoła św. Jakuba (kroją za wstęp, więc chyba nie warto) i zamiast tego posilamy się w pizzerii. Po obiedzie zwiedzamy Bazylikę Marii Panny na Mariańskiej Górze, co jest drugim w tym dniu większym podjazdem (200m w górę - na 781 m), ale warto - katedra bardzo ładna, a i widoki z góry na Levoczę warte wysiłku.
Po zjeździe jedziemy w kierunku Spiskiego Podgrodzia i odwiedzamy Spiską Kapitułę. Kościół ładny, akurat robili porządek więc bez problemu można było wejść, w środku pachniało "starością" - trudno to określić, ale bardzo lubię taki zapach starych pomieszczeń (drewno?). Jedziemy dalej.
W Spiskich Vlachach orientujemy się że jesteśmy nieco do tyłu z czasem. Trudno - lampki mamy. Bez dłuższych przerw jedziemy do Spiskiej Nowej Wsi - teren pagórkowaty, wjazdowo-zjazdowy, więc nieco męczy. Krótka przerwa, biorę kasę z bankomatu, odwiedzamy sklep i jedziemy do hotelu. Po drodze przełęcz Grajnar (1023m). Wracamy już w nocy (ok. 22:00), jemy kolację, piwo i spać.
5 rano - rower do auta i wyjeżdżam do Telgartu. Podróż upłynęła w miarę szybko, w Polsce jechało się źle, na Słowacji fajnie bo pusto. Na miejsce przybywam koło 10:00, składam rower i jedziemy.
Pętelkę zaczynamy przejazdem przez niedużą przełęcz Kopanec (987m, a zaczęliśmy podjazd w okolicy 825m), po czym zjeżdżamy długim i przyjemnym zjazdem do Hrabusic, gdzie robimy postój na jedzenie. Następnym celem jest Levocza - zwiedzamy ryneczek, rezygnujemy ze zwiedzania kościoła św. Jakuba (kroją za wstęp, więc chyba nie warto) i zamiast tego posilamy się w pizzerii. Po obiedzie zwiedzamy Bazylikę Marii Panny na Mariańskiej Górze, co jest drugim w tym dniu większym podjazdem (200m w górę - na 781 m), ale warto - katedra bardzo ładna, a i widoki z góry na Levoczę warte wysiłku.
Po zjeździe jedziemy w kierunku Spiskiego Podgrodzia i odwiedzamy Spiską Kapitułę. Kościół ładny, akurat robili porządek więc bez problemu można było wejść, w środku pachniało "starością" - trudno to określić, ale bardzo lubię taki zapach starych pomieszczeń (drewno?). Jedziemy dalej.
W Spiskich Vlachach orientujemy się że jesteśmy nieco do tyłu z czasem. Trudno - lampki mamy. Bez dłuższych przerw jedziemy do Spiskiej Nowej Wsi - teren pagórkowaty, wjazdowo-zjazdowy, więc nieco męczy. Krótka przerwa, biorę kasę z bankomatu, odwiedzamy sklep i jedziemy do hotelu. Po drodze przełęcz Grajnar (1023m). Wracamy już w nocy (ok. 22:00), jemy kolację, piwo i spać.
Trójstyk
Czwartek, 12 maja 2011 | dodano:12.05.2011 Kategoria >100, Rozrywkowo, Samotnie
- DST: 158.00km
- Teren: 5.00km
- Czas: 07:24
- VAVG 21.35km/h
- VMAX 67.90km/h
- Temp.: 24.0°C
- Kalorie: 3039kcal
- Podjazdy: 1450m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
W ramach wolnego od pracy i dobrej pogody - wycieczka na Trójstyk. Zdobyty, ale powrót był ciężki... Słońce spaliło, zmęczenie próbowało pokonać. Nie dało rady.
Pogoda wspaniała, widoki na góry cudowne. No ale 158 km na pierwszą dłuższą wycieczkę od dawna to jednak średni pomysł :)
Pogoda wspaniała, widoki na góry cudowne. No ale 158 km na pierwszą dłuższą wycieczkę od dawna to jednak średni pomysł :)
Katowice
Wtorek, 7 września 2010 | dodano:07.09.2010 Kategoria >100, Rozrywkowo, Samotnie
- DST: 106.25km
- Czas: 04:08
- VAVG 25.71km/h
- VMAX 54.10km/h
- Temp.: 13.0°C
- Kalorie: 1955kcal
- Podjazdy: 450m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Do Katowic po lampkę Mactronica, a potem Brickstona odwiedzić. Mieszkanie tym razem ma ogromne :)
Zimno okrutnie. Jutro pewnie będę chory.
Przewyższenia nieco "na pałę" wpisane - jak wchodziłem do biurowca wyłączyłem GPSa, po ponownym włączeniu zafiksował wysokość jako prawie 500m - o co najmniej 200 za dużo. Nie wiem czy to się wliczyło do sumy przewyższeń, ale zakładam że tak.
Zimno okrutnie. Jutro pewnie będę chory.
Przewyższenia nieco "na pałę" wpisane - jak wchodziłem do biurowca wyłączyłem GPSa, po ponownym włączeniu zafiksował wysokość jako prawie 500m - o co najmniej 200 za dużo. Nie wiem czy to się wliczyło do sumy przewyższeń, ale zakładam że tak.
Łącko-Kraków
Niedziela, 8 sierpnia 2010 | dodano:09.08.2010 Kategoria >100, Grupowo, Rozrywkowo
- DST: 101.14km
- Czas: 03:56
- VAVG 25.71km/h
- VMAX 72.80km/h
- Temp.: 20.0°C
- Kalorie: 1911kcal
- Podjazdy: 950m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
No cóż, maraton się skończył, a dojazdu do domu nie miałem, zatem drugi nocleg u znajomego (dzięki QSi!). Następnego dnia postanowiłem dojechać do Krakowa i stamtąd pociągiem do domu - jakoś nie miałem natchnienia całej trasy powrotnej robić rowerem.
W trasę ze mną zabrał się QSi, chciał rozjechać poprzedni dzień no i nieco sobie też pojeździć. Jechałem z nim aż do Świątnik Górnych. Po drodze na postoju sprawdziłem rozkład PKP - okazało się że miałem wcześniejszy pociąg, o 12:40 - początkowo chciałem jechać o 14:20, ale jazda dobrze szła, stwierdziłem że może zdążę, zatem podgoniliśmy nieco.
Od Świątnik w zasadzie były 2 małe podjazdy, w samym Krakowie niestety przyhamowała mnie nieco sygnalizacja i na stację Kraków Łobzów wszedłem 2 minuty przed pociągiem. Na szczęście nie było kasy i mogłem kupić bez dopłat bilet u konduktora. Przy okazji była mała sprzeczka, bo chciał wypisać bilet na rower za 5 zł, na szczęście miałem stary bilet i sprawa została wyjaśniona. A byłoby niewesoło bo w portfelu miałem 14 zł, bilet na mnie zaś kosztował 12.
W trasę ze mną zabrał się QSi, chciał rozjechać poprzedni dzień no i nieco sobie też pojeździć. Jechałem z nim aż do Świątnik Górnych. Po drodze na postoju sprawdziłem rozkład PKP - okazało się że miałem wcześniejszy pociąg, o 12:40 - początkowo chciałem jechać o 14:20, ale jazda dobrze szła, stwierdziłem że może zdążę, zatem podgoniliśmy nieco.
Od Świątnik w zasadzie były 2 małe podjazdy, w samym Krakowie niestety przyhamowała mnie nieco sygnalizacja i na stację Kraków Łobzów wszedłem 2 minuty przed pociągiem. Na szczęście nie było kasy i mogłem kupić bez dopłat bilet u konduktora. Przy okazji była mała sprzeczka, bo chciał wypisać bilet na rower za 5 zł, na szczęście miałem stary bilet i sprawa została wyjaśniona. A byłoby niewesoło bo w portfelu miałem 14 zł, bilet na mnie zaś kosztował 12.
Ukraina dzień 7
Piątek, 23 lipca 2010 | dodano:25.07.2010 Kategoria >100, Grupowo, Rozrywkowo
- DST: 111.61km
- Czas: 05:38
- VAVG 19.81km/h
- VMAX 57.00km/h
- Temp.: 28.0°C
- Kalorie: 1981kcal
- Podjazdy: 1450m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Pobudka o standardowej godzinie, zbieramy się sprawnie, niestety na zjeździe za obozem rower zaczyna mi jechać zygzakiem - okazuje się że z tyłu zeszło mi prawie całe powietrze. Szukam dziury w dętce, niestety nie znajduję, z opony wyjmuję malutki drucik - to on zrobił dziurkę w dętce. Jako że nie chce mi się bawić w szukanie - zakładam zapasową dętkę i jedziemy dalej. Podjazdy tego dnia są konkretne, za Hranovnicą w kierunku Popradu zaskakuje nas nieco objazd, ale jedziemy normalnie - jak się okazuje połowa jezdni się zsunęła ze zbocza i służby to naprawiają, my przejeżdżamy bez problemu.
W Popradzie postój, dalej niestety musimy dosyć mocno gonić - w końcu po 16 jest pociąg. Na szczęście podjazdy mimo że długie to niezbyt męczące, prawie nie używam małej zębatki (raz wrzuciłem). Pogoda bardzo zmienna - co chwilę deszcz, następnie słońce i tak w kółko. Na szczęście mocniejszy deszcz tylko raz.
W Zakopanem jesteśmy ok. 15:40, zatem mamy dobre 40 minut zapasu. Kupuję bilet co chwilę trwa (system sprzedaży strasznie zamula kasjerce), małe zakupy na drogę i do pociągu.
W Krakowie żegnam się z Michałem i czekam na pociąg do Katowic - ma 30 minut opóźnienia, ale dzięki temu nie czekam zbyt długo na pociąg do Rybnika. W samym pociągu Kraków-Katowice spotykam rowerzystę który też wraca z wyprawy - całkiem miło się gawędzi, nie nudzę się dzięki temu. W domu ląduję krótko przed północą, szybka kąpiel i spać.
Zdjęcia z wyprawy
W Popradzie postój, dalej niestety musimy dosyć mocno gonić - w końcu po 16 jest pociąg. Na szczęście podjazdy mimo że długie to niezbyt męczące, prawie nie używam małej zębatki (raz wrzuciłem). Pogoda bardzo zmienna - co chwilę deszcz, następnie słońce i tak w kółko. Na szczęście mocniejszy deszcz tylko raz.
W Zakopanem jesteśmy ok. 15:40, zatem mamy dobre 40 minut zapasu. Kupuję bilet co chwilę trwa (system sprzedaży strasznie zamula kasjerce), małe zakupy na drogę i do pociągu.
W Krakowie żegnam się z Michałem i czekam na pociąg do Katowic - ma 30 minut opóźnienia, ale dzięki temu nie czekam zbyt długo na pociąg do Rybnika. W samym pociągu Kraków-Katowice spotykam rowerzystę który też wraca z wyprawy - całkiem miło się gawędzi, nie nudzę się dzięki temu. W domu ląduję krótko przed północą, szybka kąpiel i spać.
Zdjęcia z wyprawy
Ukraina dzień 6
Czwartek, 22 lipca 2010 | dodano:25.07.2010 Kategoria >100, Grupowo, Rozrywkowo
- DST: 121.77km
- Teren: 6.00km
- Czas: 07:10
- VAVG 16.99km/h
- VMAX 55.90km/h
- Temp.: 30.0°C
- Kalorie: 2238kcal
- Podjazdy: 2080m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Pobudka szybciej niż zwykle - chcemy dojechać do Kralovej Holi jak najprędzej żeby podjechać w znośnych temperaturach. Wyjazd 7:10, jedzie się bardzo dobrze - jest chłodno, ale nie zimno. Kilometrów ubywa bo póki co w miarę płasko, na Słowacji zaczynają się łagodne pagórki. Postój w Revucy pod Lidlem - łapie nas akurat ulewa, idealny czas na nią bo nie tracimy zbytnio czasu. Po tym deszczu pogoda była cały dzień w miarę OK.
Za Muraniem zaczynają się porządne górki, zostaję na podjeździe z tyłu, na szczycie Michała nie ma - jadę zatem dalej do Szumiaca. Pod same miasto raczej ostra ściana, dostaję SMSa że Michał czeka na rynku - za parę minut się zjawiam i ja. Dłuższa przerwa i zakupy, sakwy zostawiamy w miejscowym barze i jazda na Kralovą Holę.
Nawet na lekko łatwo nie jest - nachylenia ciągle w okolicach 10%, na początkowych 500m szuter, później dziurawy asfalt. Zatrzymuję się często - coraz mocniej serce wali od jednak rzadszego powietrza, do tego ładne widoki - przy okazji robię zdjęcia. Ostatnie 300m podjazdu bardzo widokowe, bo odsłonięte - na szczęście słońce nie prażyło zbyt mocno. Dobrze widać wieżę na szczycie, która robi się coraz większa...
Szczyt zdobywam jakieś 15 minut po Michale, zatem źle nie jest - sam podjazd zajmuje prawie 2h. Krótka przerwa, zdjęcia i zjazd - najpierw względnie OK, ale szuter daje nieco w kość nadgarstkom, do tego nie da się na slickach rozpędzić. W barze odbieramy rzeczy i kupujemy coś - ja piwo, Michał colę, w końcu trochę głupio nie kupić... Piwo nieco kopie, ale obóz rozbijamy pod miastem, jest z niego piękny widok na Kralovą. Wada miejscówki - spory spad wzdłużny, w namiocie ciągle się zsuwam w dół.
Zdjęcia z wyprawy
Za Muraniem zaczynają się porządne górki, zostaję na podjeździe z tyłu, na szczycie Michała nie ma - jadę zatem dalej do Szumiaca. Pod same miasto raczej ostra ściana, dostaję SMSa że Michał czeka na rynku - za parę minut się zjawiam i ja. Dłuższa przerwa i zakupy, sakwy zostawiamy w miejscowym barze i jazda na Kralovą Holę.
Nawet na lekko łatwo nie jest - nachylenia ciągle w okolicach 10%, na początkowych 500m szuter, później dziurawy asfalt. Zatrzymuję się często - coraz mocniej serce wali od jednak rzadszego powietrza, do tego ładne widoki - przy okazji robię zdjęcia. Ostatnie 300m podjazdu bardzo widokowe, bo odsłonięte - na szczęście słońce nie prażyło zbyt mocno. Dobrze widać wieżę na szczycie, która robi się coraz większa...
Szczyt zdobywam jakieś 15 minut po Michale, zatem źle nie jest - sam podjazd zajmuje prawie 2h. Krótka przerwa, zdjęcia i zjazd - najpierw względnie OK, ale szuter daje nieco w kość nadgarstkom, do tego nie da się na slickach rozpędzić. W barze odbieramy rzeczy i kupujemy coś - ja piwo, Michał colę, w końcu trochę głupio nie kupić... Piwo nieco kopie, ale obóz rozbijamy pod miastem, jest z niego piękny widok na Kralovą. Wada miejscówki - spory spad wzdłużny, w namiocie ciągle się zsuwam w dół.
Zdjęcia z wyprawy
Ukraina dzień 5
Środa, 21 lipca 2010 | dodano:25.07.2010 Kategoria >100, Grupowo, Rozrywkowo
- DST: 189.17km
- Czas: 08:01
- VAVG 23.60km/h
- VMAX 48.50km/h
- Temp.: 33.0°C
- Kalorie: 3493kcal
- Podjazdy: 279m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Rano obok przejeżdżają rolnicy, niemniej problemów z ich strony brak. Dzień jest płaski jak stół, co widać na altimetrze - po 100 km jest jakieś 40m podjazdu. Na szczęście przed Tokajem zaczynają się jakieś pagórki. W samym Tokaju postój, spotykam Polaków, podziwiają że tyle przejechaliśmy. Kilometry lecą dalej, niemniej coś zaczyna mnie boleć zadek, a Michała kolano.
Nocleg jakieś 15 km od granicy ze Słowacją zaraz przy linii kolejowej. Jutro górki!
Zdjęcia z wyprawy
Nocleg jakieś 15 km od granicy ze Słowacją zaraz przy linii kolejowej. Jutro górki!
Zdjęcia z wyprawy
Ukraina dzień 4
Wtorek, 20 lipca 2010 | dodano:25.07.2010 Kategoria >100, Grupowo, Rozrywkowo
- DST: 172.09km
- Czas: 07:37
- VAVG 22.59km/h
- VMAX 48.90km/h
- Temp.: 30.0°C
- Kalorie: 3155kcal
- Podjazdy: 687m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Rano Marcin źle się czuje - jemu chyba woda zaszkodziła. Zaczynamy od podróży na granicę - przejście oznaczone bardzo kiepsko, jednak lokalni wskazują gdzie jest. Ukraiński celnik sprawia jakieś dziwne problemy, ale w końcu przejeżdżamy. Część rumuńska przejścia już bez problemu. Droga od razu robi się lepsza, niestety w Sighetu Marmatei rodzielamy się - Marcin z Grześkiem jadą dalej na południe do Baia Mare, my z Michałem odbijamy na zachód, w kierunku Satu Mare i granicy z Węgrami.
Niedaleko za Sigietem, w miejscowości Sapanta, odwiedzamy "Wesoły cmentarz" - groby na nim są bardzo nietypowe, malowane, z rysunkami i jakimś tekstem - zapewne o zmarłym, niestety moja znajomość rumuńskiego jest bardzo ograniczona. Wstęp - 5 lei, niemniej chyba warto.
Dalsza część trasy - podjazd na jedyną większą w tym dniu przełęcz, raczej łatwa, ale na górze zaczyna padać. Zbroimy się i zjazd - jest ciekawe zjawisko, w miejscu gdzie stoimy już nie pada, 20m dalej ściana deszczu. Podobnie na serpentynach - na części dalej od gór sucho, na części okołogórskiej mokro (a serpentyny nie są zbyt szeroko poprowadzone). Lekko kropi podczas dalszej jazdy, ale da się przeżyć, deszcz tym razem nas oszczędza. Za kilkadziesiąt km kolejny podjazd, bardzo niewielki, po nim już płasko jak na Węgrzech aż do granicy.
Nieprzyjemna sytuacja z cyganami - obrzucają nas czymś, mnie na szczęście pociski mijają, Michał chyba dostał w sakwę. Kontrola paszportowa na granicy - ja pokazuję tylko dowód i jadę dalej, do 3 już tego dnia kraju. Krótka kąpiel przy hydrancie, biwak między wiśniami.
Zdjęcia z wyprawy
Niedaleko za Sigietem, w miejscowości Sapanta, odwiedzamy "Wesoły cmentarz" - groby na nim są bardzo nietypowe, malowane, z rysunkami i jakimś tekstem - zapewne o zmarłym, niestety moja znajomość rumuńskiego jest bardzo ograniczona. Wstęp - 5 lei, niemniej chyba warto.
Dalsza część trasy - podjazd na jedyną większą w tym dniu przełęcz, raczej łatwa, ale na górze zaczyna padać. Zbroimy się i zjazd - jest ciekawe zjawisko, w miejscu gdzie stoimy już nie pada, 20m dalej ściana deszczu. Podobnie na serpentynach - na części dalej od gór sucho, na części okołogórskiej mokro (a serpentyny nie są zbyt szeroko poprowadzone). Lekko kropi podczas dalszej jazdy, ale da się przeżyć, deszcz tym razem nas oszczędza. Za kilkadziesiąt km kolejny podjazd, bardzo niewielki, po nim już płasko jak na Węgrzech aż do granicy.
Nieprzyjemna sytuacja z cyganami - obrzucają nas czymś, mnie na szczęście pociski mijają, Michał chyba dostał w sakwę. Kontrola paszportowa na granicy - ja pokazuję tylko dowód i jadę dalej, do 3 już tego dnia kraju. Krótka kąpiel przy hydrancie, biwak między wiśniami.
Zdjęcia z wyprawy
Ukraina dzień 3
Poniedziałek, 19 lipca 2010 | dodano:25.07.2010 Kategoria >100, Grupowo, Rozrywkowo
- DST: 156.35km
- Czas: 07:53
- VAVG 19.83km/h
- VMAX 59.18km/h
- Temp.: 33.0°C
- Podjazdy: 1307m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wyjeżdżamy rano, niestety sporo chmur, jednak szybko znikają. Jedziemy na Przełęcz Toruńską - podjazd zaczyna się łagodnie. Robimy przy źródełku postój (woda ma posmak siarki czy innego czegoś, ale nabieramy - mi nie zaszkodziła), jednocześnie spotykamy następnych sakwiarzy z Polski, którzy nam odradzają jazdę główną drogą - zatem zmieniamy z Michałem plan i jedziemy przez Rumunię i Węgry, co mi odpowiada.
Po postoju walczymy dalej z podjazdem, w końcu zdobywam przełęcz - okazuje się że nie jest to 930, a bardziej 980m. Krótki zjazd i zaraz podjazd na drugą przełęcz - oznaczona jako 941m, niemniej miała ok. 925. Niestety zjazd w deszczu, odbijamy w Mizhirii na Synevyr i kolejna przełęcz - ostry podjazd na którym powoli już nie daję rady. Na szczęście po zjeździe i przerwie odzyskuję nieco sił - może to ta siarkowa woda mi pomogła? :)
Dalsza jazda to niemal wyłącznie zjazd, nabieramy wody na końcu miasta - miły pan który nam jej użycza był kiedyś w Czechach i zna nieco czeski język. Rozbijamy się na łące niedaleko granicy z Rumunią - komórka łapie mi już rumuńskie sieci, zatem dzwonię z życzeniami do babci oraz do matki, ta druga niestety nie odbiera - później oddzwania ale strasznie zrywa głos.
Zdjęcia z wyprawy
Po postoju walczymy dalej z podjazdem, w końcu zdobywam przełęcz - okazuje się że nie jest to 930, a bardziej 980m. Krótki zjazd i zaraz podjazd na drugą przełęcz - oznaczona jako 941m, niemniej miała ok. 925. Niestety zjazd w deszczu, odbijamy w Mizhirii na Synevyr i kolejna przełęcz - ostry podjazd na którym powoli już nie daję rady. Na szczęście po zjeździe i przerwie odzyskuję nieco sił - może to ta siarkowa woda mi pomogła? :)
Dalsza jazda to niemal wyłącznie zjazd, nabieramy wody na końcu miasta - miły pan który nam jej użycza był kiedyś w Czechach i zna nieco czeski język. Rozbijamy się na łące niedaleko granicy z Rumunią - komórka łapie mi już rumuńskie sieci, zatem dzwonię z życzeniami do babci oraz do matki, ta druga niestety nie odbiera - później oddzwania ale strasznie zrywa głos.
Zdjęcia z wyprawy
Ukraina dzień 2
Niedziela, 18 lipca 2010 | dodano:25.07.2010 Kategoria >100, Grupowo, Rozrywkowo
- DST: 150.00km
- Czas: 07:25
- VAVG 20.22km/h
- VMAX 52.00km/h
- Temp.: 30.0°C
- Kalorie: 2610kcal
- Podjazdy: 1083m
- Sprzęt: Giant
- Aktywność: Jazda na rowerze
Pobudka 6:30, okazuje się że w nocy pękł mi stelaż w namiocie - ogólnie całą wyprawę się męczyłem z tym stelażem... Jedziemy niespiesznie przez Sambor i Drohobycz do Stryju. W Samborze spotykamy sakwiarzy z Polski - spora grupka, chyba 6 osób, jadą do Lwowa. Później spotykamy ich jeszcze w Drohobyczu.
Miasta ukraińskie wydają mi się zapuszczone i raczej brzydkie, wybudowane bez pomysłu, raczej obskurne. W Drohobyczu dopada nas deszcz, który wymusza nieco dłuższą przerwę. Dołączają do nas mijani wcześniej Polacy - wyprzedziliśmy ich gdy kąpali się w Dniestrze. Gdy lekko się przejaśniło jedziemy dalej, ale szybko robimy postój - mocna ulewa, na szczęście jest całkiem fajny przystanek autobusowy.
Po ok. pół godziny decydujemy się jechać mimo że kropi - w kierunku gdzie jedziemy jest już ładnie. Decyzja dobra, bo mimo że droga mokra to niemal od razu przestaje padać. Powoli tracę energię z jakiegoś powodu - chyba zbyt mało zjadłem wcześniej, jakieś 30 km od miejsca noclegowego jadę głównie na sile woli.
Niezbyt przyjemne zdarzenie - wpadam na Marcina który się zatrzymał żeby przepuścić autobus wyjeżdżający na jezdnię z pobocza, ja nie zdążyłem zareagować wystarczająco szybko. Na szczęście oprócz przekręconej sztycy i kierownicy nic się nie stało, szybko naprawiam defekt i jedziemy dalej. Nocleg na łące przy snopach siana niedaleko miejscowości Dolyna.
Zdjęcia z wyprawy
Miasta ukraińskie wydają mi się zapuszczone i raczej brzydkie, wybudowane bez pomysłu, raczej obskurne. W Drohobyczu dopada nas deszcz, który wymusza nieco dłuższą przerwę. Dołączają do nas mijani wcześniej Polacy - wyprzedziliśmy ich gdy kąpali się w Dniestrze. Gdy lekko się przejaśniło jedziemy dalej, ale szybko robimy postój - mocna ulewa, na szczęście jest całkiem fajny przystanek autobusowy.
Po ok. pół godziny decydujemy się jechać mimo że kropi - w kierunku gdzie jedziemy jest już ładnie. Decyzja dobra, bo mimo że droga mokra to niemal od razu przestaje padać. Powoli tracę energię z jakiegoś powodu - chyba zbyt mało zjadłem wcześniej, jakieś 30 km od miejsca noclegowego jadę głównie na sile woli.
Niezbyt przyjemne zdarzenie - wpadam na Marcina który się zatrzymał żeby przepuścić autobus wyjeżdżający na jezdnię z pobocza, ja nie zdążyłem zareagować wystarczająco szybko. Na szczęście oprócz przekręconej sztycy i kierownicy nic się nie stało, szybko naprawiam defekt i jedziemy dalej. Nocleg na łące przy snopach siana niedaleko miejscowości Dolyna.
Zdjęcia z wyprawy