madman

 Info

baton rowerowy bikestats.pl

 Moje rowery

Giant 27958 km

 Znajomi

wszyscy znajomi(8)

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy madman.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Do sklepu

Niedziela, 9 sierpnia 2009 | dodano:14.08.2009
  • DST: 12.24km
  • Czas: 00:27
  • VAVG 27.20km/h
  • VMAX 37.85km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Do sklepu i do kumpla.

Bałkany - dzień 37

Piątek, 7 sierpnia 2009 | dodano:14.08.2009
  • DST: 44.31km
  • Czas: 02:03
  • VAVG 21.61km/h
  • VMAX 44.54km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Ostatni dzień wyprawy.
Rano szybko wybywamy na stację kolejową, tam zakup biletów do Żiliny – bez problemu. W Żilinie Marek zalicza ostry wkurw – kupuje bilety na pociąg do Cadcy, okazuje się że jedzie on też do Bohumina. Pani w kasie każe mu spytać kierownika czy weźmie rowery – kierownik się zgadza, ale druga wizyta w kasie skutkuje standardowym „nie sprzedam panu biletu i co mi pan teraz zrobi”. Postanawiamy spieprzać do Skalite rowerem, ale w ostatnim momencie zauważam że za pół godziny jedzie pociąg – ryzykujemy i się udaje.
Ze Skalite rowerem przejeżdżamy do Zwardonia – jakieś 10 minut maksymalnie. Tam kupujemy BEZ ŻADNYCH PROBLEMÓW bilety na pociąg na który nie chcieli nam sprzedać biletów w Żilinie – ja do Czechowic-Dziedzic, Marek gdzieś w swoje okolice.
Wsiadamy z małymi problemami – nie ma za bardzo gdzie rowerów postawić, bo pociąg ma konfigurację typowego pospiesznego, a kierownik mówi żeby w pierwszym przedsionku nie stawiać. W końcu stawiamy rowery w ostatnim przedsionku 2 klasy, co nie przeszkadza zbytnio ani konduktorom, ani pasażerom, których w pociągu jest mało. Podróż przerywają tylko 2 wizyty konduktorów.
W Czechowicach wyciągam rower, żegnam się z Markiem i jazda do domu. Noga podaje bardzo dobrze, tak że po 1.5h jestem w domu.

Zdjęcia z wyprawy:
http://picasaweb.google.com/damian.karwot/Balkany_2009
http://picasaweb.google.com/damian.karwot/Balkany_20092

Bałkany - dzień 36

Czwartek, 6 sierpnia 2009 | dodano:14.08.2009
  • DST: 95.52km
  • Czas: 05:09
  • VAVG 18.55km/h
  • VMAX 55.10km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Po zebraniu się jedziemy za granicę. Podróż upływa bez przebojów, ale standardowo gubimy drogę i jedziemy nie tak jak chcieliśmy. Podjazd do granicy przeokrutny – 19% nachylenia oznaczone znakiem.
Za granicą coraz gorzej się czuję – ból zatok i zimny pot na całym ciele to nie jest to co lubię.
W Leibnitz sprawdzamy pociąg – nieco taniej niż w Mariborze, do tego chyba jedzie częściowo autobusem. Jedziemy zatem do Gratz – po drodze muszę założyć bluzę żeby się nie wychłodzić zbytnio. Jest źle.
W Gratz kupujemy w końcu bilet na pociąg do Wiednia i jedziemy do stacji Wien Süd. Bilet drogi, warunki podobne jak w Chorwacji. Na stacji docelowej zaskoczenie – wszystkie kasy zamknięte, otwarta tylko informacja turystyczna. Wskakujemy zatem do pociągu relacji Wien-Bratislava Petrzalka, którym na gapę jedziemy aż do końca – kierownik pociągu się nie pofatygował, a nam też do niego nie było spieszno.
W Bratysławie mylę drogę, ale w końcu lądujemy na stacji Bratislava Hl.St. Niestety pociągu nie ma – ostatni odjeżdża w kierunku nam niepasującym. Marek proponuje szukać motelu, w końcu znajdujemy za 60 euro/pokój. Na szczęście pomachanie kartą Euro<26 skutkuje potanieniem pokoju do 45 euro, ja płacę 20, Marek resztę – i tak jak dla mnie jest to cena zbyt wysoka.

Bałkany - dzień 35

Środa, 5 sierpnia 2009 | dodano:14.08.2009
  • DST: 140.19km
  • Czas: 06:55
  • VAVG 20.27km/h
  • VMAX 42.87km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Podróż pociągiem przebiegła nadspodziewanie spokojnie – poza kontrolą biletów na początku podróży nikt nas nie niepokoił, zatem położyliśmy się na 3 siedzeniach i udaliśmy się spać.
W Zagrzebiu jesteśmy około 7 rano, zamieniamy parę zdań z Chorwatem-sakwiarzem – trzecim pasażerem z rowerem w pociągu. Marek pyta o bilet pod granicę, ale wydawanie znowu 30 kun za rower przy bilecie za ok. 35 kun nieco nas odstrasza, więc jedziemy do Mariboru rowerami.
Z Zagrzebia wyjeżdżamy z problemami – parę razy gubimy drogę, ale w końcu obieramy dobry kierunek – droga wzdłuż autostrady. Po drodze dopada nas deszcz, który w całości przeczekujemy pod wiaduktem.
Do przejścia malutkie podjazdy, do samego przejścia większy podjazd. Ostatnia kontrola graniczna przed wjazdem do Unii przebiega sprawnie – tylko zerkają w paszporty. Nieco za granicą za to niespodzianka – zatrzymuje nas słoweńska policja, daje nam do zrozumienia że jazda dalej tą drogą to nie najlepszy pomysł, bo dalej zaczyna się autostrada. Wskazują nam drogę wzdłuż niej – jest w miarę dobra, czasami dziurawa jednak w większości całkiem OK.
Za granicą zaczyna się krajobraz płaski jak stół, niestety tempo jest takie sobie – kiepsko się czuję. Na nogi stawia mnie chyba nektar pomarańczowy wypity przed Mercatorem.
Infrastruktura rowerowa w Słowenii udaje że jest – występuje w postaci krótkich ścieżynek rowerowych, które są jednak bardzo wysokiego standardu. W miarę jazdy jest gorzej – przed Mariborem pełno wjazdów do posesji które skutkują okrutnym pofalowaniem śmieszek. W samym mieście są światła na przyciski – jak dla mnie skandal, w Polsce jest to zakazane.
Zakupy w Mercatorze, szukamy noclegu w hostelu – 20 euro za noc to jednak za dużo. Pod jednym z hoteli spotykamy Australijczyka jadącego na lekko – 2 małe sakwy + torba na kierownicy, musi być chyba nadziany. Niestety z noclegiem kiepsko – jakiś mecz w Mariborze, wszystko pełne, na szczęście zagadnięty policjant (w stroju bardzo bojowym) odsyła nas do hotelu, w którym dają nam mapę z zaznaczonym polem namiotowym, do którego się udajemy. Cena pola to 9.5 euro za osobę, ale OK – bierzemy. Standard łazienki na polu wystarczający, system otwierania ciekawy – kluczyk elektroniczny.
Kemping chyba zamieszkujemy jako jedyni goście, jacyś ludzie siedzą jeszcze na swego rodzaju werandzie, ale uznajemy że to może być obsługa kempingu.
Namiot, pranie, jedzenie, piwo, relacja, spać.

Bałkany - dzień 34

Wtorek, 4 sierpnia 2009 | dodano:14.08.2009
  • DST: 78.88km
  • Czas: 04:22
  • VAVG 18.06km/h
  • VMAX 51.96km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Wstajemy przed 6, stwierdzam że materac ma gdzieś dziurę i ucieka mi powietrze – trudno. Marek przy chęci wyjazdu za to stwierdza, że obie opony ma dziurawe – wymieniamy dętki i jazda dalej. Po 5 km zauważam, że tylna opona kolegi flaczeje – okazuje się że na samiutkim środku Marathona przebił malutki cierń. Zakładamy moją zapasową dętkę i jedziemy.
Straszliwie ciepło i parno.
W Splicie jesteśmy ok. 12:30, orientujemy się jak jedzie pociąg – okazuje się że jest tylko nocny do Zagrzebia – decydujemy, że już ewakuujemy się do Polski, nie ma co dalej jechać na siłę. Dla zabicia czasu siedzimy na stacji, jeździmy po mieście, jemy pizzę i znowu siedzimy na stacji. Do pociągu wsiadamy ok. 21:30.
Split okazuje się ładnym miastem podobnym do jakiegoś San Francisco – dużo pagórków, bardzo dużo Polaków, bardzo dużo łamania przepisów ruchu drogowego (przeze mnie oczywiście).

Bałkany - dzień 33

Poniedziałek, 3 sierpnia 2009 | dodano:14.08.2009
  • DST: 151.33km
  • Czas: 07:11
  • VAVG 21.07km/h
  • VMAX 68.13km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Dzień bardzo intensywny. Wyjeżdżamy o 8:30, jedziemy Jadrańską z bardzo krótkimi postojami.
Tego dnia przejeżdżamy wybrzeże Bośni – ja zatrzymuję się 3 razy – na zdjęcie, na światłach i na kontrolę graniczną, która nawiasem mówiąc przebiegała z prędkością około 5 km/h.
Nocujemy w krzaczorach za Makarską.

Bałkany - dzień 32

Niedziela, 2 sierpnia 2009 | dodano:14.08.2009
  • DST: 121.82km
  • Czas: 05:58
  • VAVG 20.42km/h
  • VMAX 54.13km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Rano pobudka o 6:30 i wyjazd o 9 – raczej kiepsko biorąc pod uwagę to, że spaliśmy na kwaterze. Do Kotoru dojeżdżamy przez bardzo ładny, oświetlony tunel. Cały czas strasznie gorąco i parno.
Wyjeżdżamy z tunelu i pierwsze co mi się rzuca w oczy to mnóstwo jakiegoś pyłu, który kłuje w oczy na tyle, że muszę założyć okulary. Jedziemy naokoło zatoki do Hercegu – bardzo ładne widoki, ale zaczyna się to, co będzie nas męczyło przez najbliższe dni – droga typu góra-dół.
Po drodze postój na stacji benzynowej. Marek szuka WC, którego chyba nie było. Ja zacząłem bawić się korbą na tyle głupio, że zrobiłem sobie zębem dziurę w palcu – wlazł mi między tarczę a przerzutkę. Czułem się jakbym miał zaraz zejść, na szczęście po krótkim posiedzeniu pod ścianą wracam do siebie.
W Hercegu jemy pizzę i jedziemy pod granicę z Chorwacją – oczywiście jest podjazd. Pierwszy posterunek mijamy natychmiastowo, na drugim niestety musimy nieco czekać – akurat sprawdzali jakiś samochód i się przedłużało. Pocieszamy się tym, że ci z drugiej strony mają gorzej – ogonek na co najmniej kilometr.
Kończy nam się woda, a z zaopatrzeniem kiepsko – nie namierzyliśmy dalej bankomatu ani kantoru. W końcu na stacji kupujemy coś do picia, a w Lidlu przed Dubrownikiem robimy większe zakupy. Pod sklepem spotykamy Polaków ze Słupska i skądś na Śląsku. Nocleg za Dubrownikiem – 15 euro/osoba. Cóż, wybrzeże...

Bałkany - dzień 31

Sobota, 1 sierpnia 2009 | dodano:14.08.2009
  • DST: 92.43km
  • Czas: 04:52
  • VAVG 18.99km/h
  • VMAX 55.10km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Szybka pobudka i zbiórka – wieczorem chodzili jacyś ludzie, nie chcemy mieć żadnych nieprzyjemności. Na początku tempo mamy znakomite – 20 km ze średnią 26, a więc przelotowa w okolicach 30 km/h.
W Virpazarze skręcamy w tunel, który okazuje się płatny – może jednak przepuszczą? Pierwszy tunel – ok. 600m – jest zakaz jazdy rowerów, ale po lewej stronie – w Polsce by nie obowiązywał, uznaję że tutaj jest tak samo. Za tunelem podjazd i punkt opłat, na którym jednak nas nie przepuszczają „bo nie”. Kierownik próbuje nam złapać stopa, ale niestety się nie udaje. Rezygnujemy z przejazdu tunelem i ogólnie odwiedzenia Baru – nie chcemy mieć nieprzyjemności z policją, bo ominięcie bramek byłoby dziecinnie proste.
Skręcamy zatem na serpentyny, które przywiodą nas nad wybrzeże. Za Petrovacem spotykamy starszego rowerzystę z Włoch – jechał do Baru na prom, który miał za jakieś 2.5 godziny i 30 km – pewnie zdążył.
Upał staje się powoli nieznośny, stajemy pod sklepem przed Budvą na lody. Szukamy już miejscówki, ale ceny wysokie – 15 euro/osoba, kemping za 6. Jedziemy dalej z nadzieją na tańszy nocleg i nie zawodzimy się – 7 euro/osoba w podstawowych, ale wystarczających warunkach.

Bałkany - dzień 30

Piątek, 31 lipca 2009 | dodano:14.08.2009
  • DST: 123.17km
  • Czas: 05:48
  • VAVG 21.24km/h
  • VMAX 54.61km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Pobudka bardzo szybko, zbieramy się ekspresowo (namiot suchy) i pod sklepem odwiedzonym wczoraj jemy śniadanie. Jedziemy w kierunku Nikisicia, na dzień dobry podjazd za podjazdem – mocno męczące, tym bardziej że w ogóle nie natrafiamy na sklepy – droga idzie w przysłowiowej czarnej d*pie. Po drodze zwiedzamy monastyr (prawdopodobnie obronny, przynajmniej częściowo – w okolicy głównych drzwi okienka wąziutkie), w którym Marek zamienia kilka słów z bratem. Robimy zdjęcia, oglądamy i jazda.
W końcu po ok. 40 km znajdujemy sklep, w którym kupujemy jedzenie (chleb, pomidory słodycze) i jemy – miły pan sprzedawca dał nam nawet deskę do krojenia i talerzyk na pomidory.
W Nikisiciu postój na lody. Ucinam sobie krótką drzemkę, podczas której podjeżdża do nas grupka miejscowych kolarzy – zamieniamy kilka zdań i niestety musimy jechać dalej. Jeden z nich ma ciekawy sprzęt – Merida na ramie z magnezu. Ciekawe jak się na tym jeździ...
Do Podgoricy mamy głównie z górki, aczkolwiek zaczynamy od podjazdu. Przy przydrożnym kranie myjemy się i robimy pranie, nieco dalej w markecie robimy zakupy. Czas szukać miejscówki – nie udaje się na gospodarza mimo 3 prób, w końcu nocujemy między drogą krajową a lotniskiem, znowu koło dzikiego wysypiska śmieci.
W nocy przeokrutnie gorąco.

Bałkany - dzień 29

Czwartek, 30 lipca 2009 | dodano:14.08.2009
  • DST: 59.95km
  • Teren: 7.00km
  • Czas: 04:00
  • VAVG 14.99km/h
  • VMAX 58.25km/h
  • Sprzęt: Giant
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Rano wstajemy i widzimy, że nie tylko my jesteśmy na rowerach – obok rowerzyści przygotowują swoje górale. Przyjeżdża też pan mijany wczoraj posiadający szosówkę z barankiem i lemondką – pompuje koła i odjeżdża. My też za niedługo wyjeżdżamy i na starcie gubimy Pawła – jak się potem okazuje pojechał w stronę miasta zamiast w górę za nami.
Przy kempingu po 2 euro mała rozterka – kończy się droga asfaltowa i zaczyna kamienista, którą decyduję jechać, za co Marek przeklina mnie wielokrotnie. Góra, dół, kamienie, syf. Po ok. 1.5h znajdujemy główną drogę, którą jedziemy w kierunku przełęczy.
Bardzo malowniczy i długi podjazd na środku którego SMS od Pawła – jedzie już na drugą przełęcz, bo nie chce na nas czekać. Na pierwszej przełęczy zatem tylko krótki postój i jazda na drugą – fajny zjazd i już niezbyt trudny podjazd. Pawła znajdujemy pod chatką pasterzy, która jednak nie jest drugą przełęczą. Postój regeneracyjny, wymieniamy się telefonami z krowami i jazda dalej do miejscowości Trsa.
W Trsie postój na obiad – dosyć drogi i niezbyt smaczny moim zdaniem, interes chyba dopiero się rozkręca.
Po obiedzie zjeżdżamy do jeziora Pivsko – zjazd epicki, dużo tunelików, widoki piękne. Na poziomie jeziora spotykamy sakwiarza z Serbii – niestety nie mówi po angielsku, więc zamieniamy tylko parę słów, po czym odjeżdża w swoją stronę. Jedzie raczej „biednie” - klapki, sakwy „marketowe”. Żegnamy się też z Pawłem, który zaczyna się ewakuować do Polski. Rozbijamy się za większą miejscowością przy dzikim wysypisku śmieci.